sobota, 11 listopada 2017

Od Lexie do Mirajane

- Nie ma wasza wysokość racji. - Lexie nie patrzyła na władczynię. - To my nie byliśmy w stanie ochronić waszej wysokości przed nim.
  Był zupełnie inny, niż ten wcześniej – dodała w duchu , myśląc o tym przerażającym uśmiechu, widocznym spod kaptura.
- Nie powinnam dopuścić do sytuacji, w której zostaliście postawieni przed wyzwanie, któremu nie mogliście podołać! – W oczach Mirajane było widać łzy bezsilności i furii. – Gdy był ojciec nigdy nic takiego się nie wydarzyło!
- Zatem zdaje sobie wasza wysokość sprawę, dlaczego tak nagle ojciec waszej wysokości musiał wyjechać? – spytała zdziwiona brunetka, podnosząc wzrok na swoją panią. Księżniczka zamarła, widać zastanawiając się co ta ma na myśli.
- O czym ty… - zaczęła, jednak przerwała, jakby wreszcie domyślając się, o co chodził. – Myślisz, że ich wyjazd był częścią planu tego zabójcy?
- Nie, wasza wysokość – gwardzistka pokręciła głową ze smutkiem – jestem tego pewna.
- Dzisiaj ojciec ma wrócić – Mirajane gwałtownie poderwała się z ziemi z przerażeniem w oczach. – Zabójca przejął zamek, tata będzie w niebezpieczeństwie! Musimy tam wracać, ostrzec go! 
- Nie, wasza wysokość. – Lexie również wstała chwytając do ręki, dotychczas opartą o drzewo włócznię. – Jestem przekonana, że to wasza wysokość jest celem. Ktokolwiek zapłacił za głowę waszej wysokości na pewno nie byłby tak zuchwały, by płacić za głowę króla. Jego wysokości nic nie grozi.
- Skąd możesz wiedzieć na pewno? – Żal, beznadzieja, bezsilność… te uczucia bardzo często ukrywane są pod gorącą wściekłością. Bo gniew jest najprostszą reakcją. Najprostszą, najmniej skomplikowaną, pozwalającą stłamsić pozostałe emocje.
- Nie mogę, pani. – Brunetka zaczęła przemawiać nieco ostrzej, bardziej zdecydowanie. – Jednak moim priorytetem jest ochrona waszej wysokości. Nawet jeśli będzie to wymagało postąpienia wbrew twojej woli, pani. Nie możemy teraz wrócić do zamku. Musi mnie teraz wasza wysokość posłuchać, a gdy już będzie po wszystkim zrobisz pani ze mną, co uznasz za stosowne. Najrozsądniej byłoby…
- Ośmielasz się mi rozkazywać? – Mirajane niemal zachłysnęła się z oburzenia, podbiegła do konia i błyskawicznie wskoczyła na siodło. – O nie, nie będę się na to godzić.
- Nie wie wasza wysokość nawet, gdzie jest. I nawet na Aresie nie zajedzie daleko. Twój koń, pani, jest wyczerpany – zauważyła Lexie spokojnie, mimo że wszystkie jej mięśnie gotowa były do skoku.
- Tak? To się okaże! – Księżniczka spięła konia i robiąc zgrabny obrót w miejscu pogalopowała w przeciwnym kierunku, niż znajdowała się jej strażniczka. Jednak jej galop nie trwał długo. Wkrótce natknęła się na pionową ścianę góry, a gdy próbowała ją wyminąć okazało się, że jest w ślepym zaułku – wąwozie, a właściwie – na jego końcu.
  Gwałtownie z krzaków wypadła gwardzistka, ściskając włócznię w dłoni. Zaskoczona blondynka próbowała zawrócić konia, jednocześnie posyłając w kierunku napastniczki deszcz sopli, jednak przy kontakcie ze skórą Lexie, roztopiły się one i zniknęły. Brunetka schwyciła uzdę konia i osadziła go w miejscu z dużą siłą.
- Wasza wysokość, powinniśmy dowiedzieć się, kto pragnie śmierci waszej wysokości, zanim tamten zabójca nas odnajdzie – powiedziała spokojnie strażniczka. – Do tego czasu wracając do miasta tylko naraziłaby wasza wysokość jego mieszkańców oraz swoją rodzinę. Widziałaś przecież, pani, co zrobił tamten psychopata z osobami, będącymi w tamtym czasie w zamku. Pani, nawet Mer… nie był w stanie dać sobie z nim rady. Naszym jedynym wyjściem…
- Kto? – Przerwała księżniczka, a Lexie była przekonana, że na dźwięk tego imienia serce zabiło jej mocniej.
- Mer, drugi gwardzista.
  Jednooki kruk, siedzący na pobliskiej gałęzi, zakrakał złowróżbnie.
(Mirajane^^ Co na to odpowiesz?)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz