poniedziałek, 6 listopada 2017

Od Mirajane do Lexie

- Przybywamy z wysokich gór, o pani, by zawrzeć sojusz, pomiędzy naszymi krainami. Możemy wiele zaoferować. Piękne wyroby z wikliny, tkaniny z jedwabiu, a w zamian pragniemy sprowadzać z twojego, pani, kraju owoce i warzywa, które trudno nam uprawiać na nieurodzajnej ziemi gór. - rzekł, a jego melodyjny głos rozniósł się po sali tronowej.
Uśmiechnęłam się, patrząc na delegatów. Zastanowiłam się nad tym, co oferowali. Szczerze mówiąc, nasi tkacze radzili sobie dobrze, choć do perfekcji im brakowało.
- Czy możecie okazać jakiś swój wyrób? - zapytałam z powagą.
Drilf wskazał na swoje odzienie. Uśmiechnęłam się. Wstałam, a potem podeszłam do delegata, podając mu dłoń. Ten ją uścisnął, a na jego twarzy namalował się uśmiech.
- Przyjmujemy wasze oferty i obiecujemy dostarczać wam owoce i warzywa. Felander! - szybko zawołałam doradcę.
Kiedy ten przybył, ukłonił się z księgą w dłoni.
- Spisz proszę, jakie towary będziemy importować, a jakie eksportować. Potem zakwateruj proszę delegatów, aby na jutrzejszy dzień byli wypoczęci. Zawiadom sługi, aby donieśli im posiłek do pokoju. - powiedziałam. 
Doradca zajął się mężczyznami, a ja powróciłam na tron, patrząc na Lexie. Rozejrzałam się za Merem, a potem już go dostrzegłam. Uśmiechnęłam się do obu gwardzistów, którzy nadal stali z powagą w swoich miejscach. Westchnęłam ciężko i przeciągnęłam się. Zarzuciłam na głowę kaptur, bo skoro delegaci już opuścili pomieszczenie, nie musiałam się jakoś odkrywać. Odczekałam chwilę, a potem wstałam z tronu. Jednak Felander, który zdążył wrócić, pokręcił głową.
- Moja pani, proszę zasiąść. Za moment przyjdą rycerze, których zaprzysiężysz. - rzekł.
Zabrał coś z sali tronowej, a potem opuścił w pośpiechu pomieszczenie. Westchnęłam ciężko i ze znudzeniem zaczęłam uderzać paznokciami o tron.
---
Po zaprzysiężeniu, wstałam, aby jak najszybciej odbyć pochód. Dzień powoli chylił się ku końcowi, a ja byłam wściekła, bo niczego nie zdążyłam się dzisiaj nauczyć. Czułam się niedoinformowana. Gwardziści kroczyli za mną jak cień, a doradca kroczył obok, coś mi tłumacząc i zapisując w księdze. Jedynie potakiwałam. Przyznam, że samo zarządzanie jest nużące. 
---
Nareszcie koniec tego wszystkiego. Kiedy szłam do pokoju, w spokoju, usłyszałam za oknem huk. Przestraszona, potknęłam się o własne nogi i spotkałam się z podłogą twarzą w twarz. Uniosłam się na łokciach i rozkojarzona potrząsnęłam głową.
<Lexie?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz