czwartek, 2 listopada 2017

Za dwadzieścia lat bardziej będziesz żałował tego czego nie zrobiłeś, niż tego co zrobiłeś.


Imię: Naix kai Xenvri
Pseudonim: Duch Miasta, Pan N
Wiek: 20 lat
Rasa: Człowiek, bez żadnych innych charakterystycznych cech, choć według rodzinnych legend płynie w nim domieszka krwi zmiennokształtnych.
Stanowisko: Zwykły złodziejaszek choć nie ukrywa, że chwyta się właściwie wszystkiego co mu w łapy wpadnie. Oczywiście za odpowiednią zapłatą.
Miejsce urodzenia: Nalayan, uboższa dzielnica Bandaru.
Miejsce zamieszkania: Merkez.
Charakter: Cóż, śmiało można powiedzieć, że nikt go tak naprawdę nie zna, a nawet on sam miewa z tym problemy. Czegoż się jednak można spodziewać po rzezimieszku grającym na kilka frontów? Spotkanie na lądzie, w tawernie czy w powietrzu - dla niektórych takie szczegóły nie mają znaczenia, ale w jego przypadku jest to szczególnie istotne. Wierzcie lub nie, ale nawet ludzie, znający go już trochę dłużej, mają problemy z rozpoznaniem czy to naprawdę on. Z wyglądu taki sam, charakterystyczny błysk w oku też jest na swoim miejscu, ale charakter wydaje się tak dalece inny, że ludzie zaczynają się wahać. Może on jednak ma tego brata bliźniaka?
Zacznijmy jednak od przestępczej strony naszego chłopaka. Nie zdziwi to chyba nikogo, gdy jako pierwszą cechę wyłożę nieufność? Tak, Naix nie różni się w tym wypadku od innych złodziei i jeśli zachowujesz się w jakkolwiek podejrzany sposób to nie licz, że szybko Ci zaufa, zważywszy na to, że ma z tym problemy nawet w normalnych okolicznościach. Mimo wszystko udaje spokojnego i bez problemu prowadzi rozmowę, często nawet z własnej inicjatywy. Jest dobrym aktorem. Gdy poczuje się bezpiecznie wychodzi z niego gaduła, łudząco podobny do tych samotnych wędrowców, których sławne historie rozchodzą się po całym kontynencie, by wkrótce stać się jedną z miejscowych legend, oczywiście najpierw odpowiednio ubarwionych. Wracając do chłopaka... uśmiechnie się, rozweseli, a czasem szarmancko wręcz będzie się starał uwieść okoliczne damy. Gorzej, gdy w okolicy pojawi się ktokolwiek kogo uzna za potencjalnego wroga. Będzie grał, będzie udawał, może wydawać się wręcz oazą spokoju, ale jego oczy wciąż będą czujne na najdrobniejszy, podejrzany ruch, a ręka w każdej chwili gotowa będzie dobyć sztyletu. Mimo że unika walk jak może i prędzej czmychnie w zaułek czy też wykręci się zręczną wymówką to nie oznacza to, że nie potrafi zrobić komuś krzywdy. Zwłaszcza, gdy sytuacja tego wymaga. Na ogół jednak, szczególnie, gdy nie jest w humorze, skrywa się pod swoją maską samotnika, w kącie karczmy, i nie wadząc nikomu powoli sączy swój napój, korzystając z chwili wytchnienia. Próbujesz zagadać jedynie na własną odpowiedzialność - taką właśnie wiadomość ślą jego oczy, każdemu kto odważy się w nie spojrzeć.
Prawda jest jednak taka, że choć na lądzie sprawia czasem wrażenie nieufnego, często podejrzanie wyglądającego obdartusa, to z każdą dodatkową stopą ponad ziemią ta powłoka wydaje się pękać i znikać. W powietrzu, na pokładzie Zeppelina, można odkryć jego prawdziwy charakter, na lądzie znany tylko prawdziwie bliskim mu osobom czy też przy wyjątkowo dobrym humorze, który najczęściej towarzyszy mu zazwyczaj tuż przed wyjazdem z kolejnego miasta. Łatwo przecież się śmiać, gdy wiesz, że za kilka dni nie spotkasz już żadnego z tych ludzi, a nawet jeśli wrócisz tu po kilku latach to i tak nikt nie rozpozna Twojej twarzy. Wracając... W powietrzu, gdy włosy rozwiewa mu poranny wiatr, a jego obdarty płaszcz spoczywa głęboko na dnie kufra można zobaczyć jak pociesznym jest on, w gruncie rzeczy, człowiekiem. Tam, setki stóp nad ziemią, przekracza granicę, kończy wykonywać swoją misję i jest zwyczajnie sobą. Jeśli spytałbyś o niego marynarzy to wątpię, by uwadze któremukolwiek z nich umknął ten drobny chłopak pałętający się sprawnie po pokładzie. Tak, nazwanie go wtedy chłopakiem wydaje się o wiele trafniejsze niż mężczyzną, zaś od starych wygów z pewnością nasłuchałbyś się określeń w stylu smarkacz czy szczyl. Po prostu wszędzie go pełno i choć sprawnie wykonuje powierzone mu zadania, wyraźnie znając się na tym co robi, to często też przeszkadza innym krzątając się bez celu po pokładzie czy zagadując pozostałych członków załogi. Nie brak mu nigdy zabawnych historii do opowiedzenia i choć potrafi przysporzyć kłopotów to często traktuje się to z przymrużeniem oka. Starsi trochę popsioczą, kapitan zgani, że się obijają, ale czasem, gdy już oddalają się od całego zamieszania, widać jak na ich twarzy pojawia się lekki uśmieszek.
Cóż, z cech uniwersalnych można spokojnie dorzucić mu odwagę jak i szczególną niezdarność. Nie zdziwiłbym się jakby rzucił się w samobójczym ataku na potwora, chroniąc przed nim damę, by następnie potknąć się i nadziać na własny miecz. Uwierzcie, byłby do tego zdolny! Mimo wielu lat pracy jako złodziej, jeśli oczywiście można to tak nazwać, zdolności bezszelestnego poruszania się po mieście i wtapiania w tłum to czasem, a nawet dość często, potrafi potknąć się o własną nogę. Potknąć, upaść, a potem przeturlać się przez plac, zwracając na siebie powszechną uwagę, by zaraz wstać z uśmiechem, pokulać chwilę i na powrót wrócić do swoich zajęć. Trzeba jednak przyznać, że świat żyje w równowadze bo o ile młody wręcz przyciąga dziwne wypadki to zawsze potrafi odpowiednio upaść i nie rozwalić się przy tym na kawałki. Czasem coś sobie wybije, naciągnie, ale to przecież nic. Nie jestem jednak do końca pewien ile w tym umiejętności, a ile zwykłego szczęścia bo dla niektórych jego definicja odwagi graniczy niebezpiecznie blisko definicji głupoty.
Cóż...
Rodzina: Rodzice i siostra - od wszystkich nie ma już dawno żadnych wieści, młodszy brat - zginął w wieku dwóch lat.
Partner: -
Aparycja:  Z wyglądu jest on raczej niższym mężczyzną o budowie raczej drobnej, a rysach wręcz kobiecych. Czy mu to przeszkadza? Cóż, śmieszne pytania zadajecie, panie. Czegoż w końcu więcej trzeba takiemu rzezimieszkowi? Wątła postać, nierzucająca się w oczy peleryna, swobodny ruch i już nikt nie zwróci na niego uwagi, a nawet jeśli - kto traktowałby podobnie takiego chuderlaka? Naix, by mnie za to zabił, ale założę się, że przy odrobinie węgla do oczu, damskich perfum i kosmetyków, a do tego uroczej sukni mógłby on wręcz uchodzić za kobietę! Kto by się przeląkł takiej pięknotki, no kto?
Nie dajcie się jednak zwieść pozorom bo mimo wątpliwej aparycji to chłopak ma sporo krzepy. Nie są to może muskuły rycerza czy drwala, którzy całe życie poświęcają ćwiczeniom, ale kilka lat na okręcie pozwoliło wyrobić mięśnie. Takie to życie, gdy się ciągnie za szoty, stawia żagle czy też biega tam i na zad, by spełnić wszystkie zachcianki kapitana.
Cerę ma bladą, co lekko przykuwa wzrok wśród zdrowych, rumianych cer mieszkańców Merkez, ale w tłocznych miejscach najczęściej nakrywa ją kapturem i chustą, trzymając się raczej zaułków. Jedynie na statku, czy czasem w tawernie, widać jak wiatr rozwiewa jego długie kruczoczarne włosy, a on sam stoi z lekkim błyskiem w zielonych oczach. Najczęściej jednak zaplata swoje włosy w luźny warkocz, a kitkę chowa pod koszulę przez co łatwo pomylić go z kimś krótkowłosym.
Umiejętności: Przez lata pracy nauczył się niemal bezszelestnie płynąć przez tłoczne ulice miasta, a krok jego stał się lekkim jak piórko, gdy skrada się do celu. Wszystko jednak bierze w łeb, gdy jego stopy kończą stykać się z kamieniem, a lądują na miękkiej, leśnej ściółce. Wiecznie narzeka i klnie, że w lesie jest stanowczo za dużo drzew, gałązek i korzeni, o które wiecznie haczy podczas leśnych przechadzek. Według niego one wszystkie tylko czyhają na to, by nagle pojawić się na Twojej drodze i wywołać niezbyt przyjemne spotkanie z ziemią!
Z bardziej przydatnych rzeczy to całkiem dobrze posługuje się on sztyletem, czy też różną drobną bronią, w walce bezpośredniej, a nie najgorzej mu idzie również walka nożami na dystans. Nie dotyczy to jednak łuku, który choć ostatnio posiada, jest w jego rękach raczej niegroźny. Mimo dobrego oka trudno mu się skoncentrować przez co często źle chwyta łuk czy też nie uwzględnia lekkiej wady jaką posiada jego słabej jakości zabawka - strzała, po wypuszczeniu, zbacza zawsze lekko na prawo o czym często zapomina, a co czyni tą broń przeraźliwie wolną i nieskuteczną. W praktyce mógłby oddać zapewne co najwyżej jeden strzał, którego sam nie byłby pewny przez co łuk raczej zostaje w domu na czas roboty.
W walce bezpośredniej, głównie ze względu na swoją posturę, polega głównie na zręczności i sprycie. Najczęściej uchyla się przed ciosami, czekając na nieuwagę przeciwnika kiedy to łatwo założy na niego dźwignie czy skorzysta ze swojej przewagi szybkości. Choć mimo wszystko... woli unikać walk.
Potrafi jeździć konno, a także jak na Powietrznego Wilka przystało - nie straszne mu kierowanie łajbą czy to w wodzie, czy w powietrzu. Ma dobrą orientację w terenie co pozwala tworzyć mu dość dokładne mapy, a także, co zaskoczy pewnie wielu, rysuje on całkiem znośnie, by nie powiedzieć - ładnie.
Niedawno odkrył też z niejakim strachem, że potrafi kontrolować ogień. Niemniej nie zamierza się nikomu zwierzać ze swoich zdolności gdyż jak na żeglarza przystało od zawsze gardzi on magami, czarodziejami i podobnymi pomiotami.
Historia: Swoje dzieciństwo spełnił w Bandarze, jednego z ważniejszych miast handlowych Nalayanu. Położone nad brzegiem morza z wieloma żyznymi ziemiami w pobliżu słynęło z olbrzymich i licznych urządzanych tam targowisk. Statki przywoziły rzadkie i drogocenne towary z innych krajów, które tamtejsi kupcy chętnie sprzedawali czy też wymieniali na liczne dobra w jakie obfitowała tutejsza okolica. Jednym z tych handlarzy był właśnie ojciec Naix'a. Już za młodu bardzo dobrze radził sobie z obrotem pieniędzmi i przy drobnej pomocy znajomego, który dostrzegł jego potencjał, udało mu się wkrótce wkręcić w zawód. I tak im się powodziło. Kupowali taniej, sprzedawali drożej, a ich sakiewki stawały się coraz cięższe i cięższe. Zaś coś koło roku od rozkręcenia ich działalności, gdy Vendor, przyszły ojciec naszego bohatera, miał już dwadzieścia cztery lata poznał Tamak. Była to młoda i piękna dziewuszka, której główne zalety chyba właśnie wymieniłem. Posagu nie miała, charakter też był znikomy, ale Vendor szybko stracił dla niej głowę i poprosił rodziców o jej rękę, a Ci oczywiście - szybko się na to zgodzili. Kobieta rychło wprowadziła się do domu i ugościła jak u siebie, należycie ukazując radość z cudownie zdobytych pieniędzy poprzez coraz liczniejsze suknie i biżuterię. Kupiec nie oponował. On sam równie szybko ukazał swoją wielką miłość do małżonki, na której skutki nie trzeba było długo czekać. Mieli w sumie dwójkę dzieci. Starszym z nich był blady chłopak, o rysach łudząco podobny do matki, nie wykazujący zaś praktycznie żadnych punktów wspólnych z ojcem, a po roku czasu ukazała się też dziewczynka, której to uroda była już zdecydowanie bliższa ojcu. Cóż, plotek na temat pochodzenia ich pierwszego dziecka było sporo, i rzadko występował tam kupiec w roli ojca, ale Vendor puszczał wszystko mimo uszu.
Nic jednak nie mogło trwać wiecznie. Choć małżeństwo nie powstało z miłości i brak było mu zdecydowanie platonicznego wydźwięku to żyło im się dobrze - mieli pieniądze, mieli rodzinę. Wszystko trwało jednak do czasu, gdy nie pojawiły się problemy z ich kupiecką spółką. Każdy widział i czuł, że Rakan, wspólnik ojca, odwiedza ich coraz rzadziej, a rozmowy nie są już tak długie i swobodne jak niegdyś, ale nikt nie przypuszczał takiego końca. Pewnego razu, gdy Naix miał trzynaście lat, wszedł on po prostu do domu, a po krótkiej rozmowie z ojcem z ich pokoju dało się słyszeć krótką i burzliwą kłótnię, obfitującą w liczne, mało eleganckie epitety. To był koniec ich współpracy. Nikt nie wie czemu, nikt nie wie dlaczego, ale najlepsi przyjaciele w ciągu jednego wieczoru stali się sobie totalnie obcy, zaś zapytani o byłego wspólnika odpowiadali tylko: to teraz konkurencja. Niedługo potem wyszło też na jaw, że Tamak znów jest brzemienna, ale tym razem można było mieć pewność, że ojcem nie jest Vendor. Był on akurat na wyprawie, by pozyskać towary z innego kraju i nie mógł w tym czasie spłodzić kolejnego dziecka. Rozpętała się kłótnia, wzmożona pewnie przez ostatnie wydarzenia, a wkrótce ojciec jeszcze bardziej oddalił się od nich wszystkich. Trza przyznać, że nigdy nie był zbyt wylewny, ale potrafił poświęcić chwilę, by spędzić czas ze swoim, czy też nieswoim, potomstwem. Naix doskonale pamiętał jak dostał od niego swój pierwszy sztylet i jak uczył go jak nim się posługiwać w razie niebezpieczeństwa. Ostrzegał, że nie należy ufać ludziom, a my sami nigdy nie jesteśmy bezpieczni. On też pierwszy raz posadził go na konia i, on pierwszy usłyszał jak wymyka się w nocy na spotkanie z uroczą dziewczyną. Teraz jednak zanikły wszelkie wspólne lekcje, a on sam dawno już nie słyszał żadnej porady od niego porady z jego ust. Matka, choć naturalnie nie była zbyt otwarta, to wciąż czuła do nich instynkt macierzyński, wzmożony szczególnie przez jej ciążę, i starała się jak mogła, ale nie była ona bliska, ani Naix'owi, ani jego siostrze - Sahayi. Właściwie to najbliżsi byli oni sobie nawzajem. Niewielka różnica wieku i podobne charaktery sprawiły, że byli oni niejako nierozłączni, a wielu śmiało się, że gdyby nie byli rodzeństwem to wzięliby ich za parę. Naix uwielbiał rzucać sztyletem od ojca, a ona uwielbiała łuk co sprawiało, że często wychodzili razem ćwiczyć. Kilka razy udali się nawet na polowanie, gdzie Saya, jak pieszczotliwie skracał jej imię, radziła sobie zdecydowanie lepiej. Cóż, Naix'owi od dzieciństwa średnio szło mu skradanie się w lesie, ale ona wydawała się do tego stworzona. Nie dziw, więc, że czasem jak zostawał, dosłownie na chwilkę, z tyłu to zaraz wracała uśmiechnięta trzymając w ręce bażanta, lisa, a raz zawołała go nawet, stojąc koło truchła młodej sarny. Jednak, gdy tylko ojciec dowiedział się o polowaniach kategorycznie ich im zabronił, psiocząc coś, że są to tereny króla i nie powinno się tu polować bez jego pozwolenia. Więc przestali. Nie ukróciło to jednak ich wspólnych spacerów po lesie, licznych psot czy też innych zajęć.
Czasy te skończyły się jednak definitywnie, gdy pewnej nocy obudziły go krzyki i gryzący dym dostający się do ich pokoju poprzez okno. Młody szybko zerwał się na nogi i wsłuchał w okrzyki, by wydobyć z nich powtarzające się nieustannie słowo: pożar. Dobudził prędko siostrę i zbiegł na dół, a wkrótce wiedział już wszystko. Spłonął magazyn ojca. Wszystkie drogocenne towary, praktycznie cały ich dobytek. Zazwyczaj ojciec posiadał większą część majątku w pieniądzu, ale Naix wiedział, że Vendor właśnie kilka dni temu trafił na idealną okazję i praktycznie wszystko co posiadał zawierało się w nowej dostawie. Stracili niemal wszystko. Szybko zabrakło im pieniędzy, a oni musieli sprzedawać swoje dobra, a także przenieść się do innej dzielnicy. Nie było już szans na pomoc z zewnątrz, Tamak nawet ich nie odwiedził od czasu incydentu. Co więcej, powstawały nawet plotki, że to on jest twórcą całego tego zamieszania. Większość bogatszych kupców była doskonale świadoma wszystkich operacji jakie wykonywał Vendor i tylko ktoś z tamtejszego grona mógł być pewien, że właśnie tego dnia cały ich dobytek znajdzie się w małym, łatwopalnym magazynie. To nie mógł być przypadek.
~~~~~~
Mimo wszystko staraliśmy się jakoś żyć. Ja w tym czasie zaczynałem łapać się już wszystkich możliwych prac w pobliżu, a ojciec wciąż starał się dostać ponownie do kupieckiego grona. Nawet Saya próbowała swoich sił tkając jakieś suknie czy inne odzienie i choć z początku się z niej śmiałem to trza przyznać, że zrobiła się w tym całkiem dobra. Jedyne czego nie mogliśmy wybaczyć ojcu to to, że nie starał się nawet odnaleźć sprawcy. Sami, w rzadkich wolnych chwilach, staraliśmy się trafić chociaż na jakiś trop, ale mieliśmy za mało danych, a Vendor zbywał każde nasze pytanie. Odpuściliśmy. Żyliśmy, pracowaliśmy, a świadomość, że jest coraz gorzej wisiała nad nami złowieszczo. Tak naprawdę to ojciec nie miał już żadnych zysków, a matka sama unikała wszelakiej pracy, znikając gdzieś wieczorem. Jej dziecko zginęło niedługo potem, właśnie podczas jednej z jej wypraw. Od wielu dni chorowało na jakąś chorobę, ale nie mieliśmy jak mu pomóc.
Wkrótce potem pojawili się mężczyźni. Jeden, drugi, wszyscy jakoś pośrednio czy bezpośrednio związani z Sayą czy ze mną, ale mimo wszystko wydawali się nam podejrzani. Przeklinam to, jacy my byliśmy głupi. Nie dziwiło nas ich bogate pochodzenie, nienaganne odzienie czy wybitne podarki jakie przynosili do czasu, gdy któryś z nich się nie oświadczył. Ojciec, wniebowzięty, że jego chytry plan się powiódł, zgodził się na ślub, ale Saya nie była pokorną dziewczyną. Kilka godzin po zaręczynach poszła sama do chłopaka i szybko wybiła mu z głowy podobne głupoty, zapewne skutecznie uświadamiając go, że nie chciałby spędzić kilkudziesięciu najbliższych lat w jej towarzystwie. Cóż, jednak jako, że takich rzeczy nie da się raczej ukryć to, gdy tylko wieść się rozeszła Verdon solidnie zbił swoją córkę. Nie było mnie akurat w domu. Wróciłem dopiero kilka godzin po zajściu, solidnie zmęczony po ciężkiej pracy, ale nie mogłem się powstrzymać i wkrótce też wywiązała się kłótnia z ojcem. Padło wiele ciężkich słów, wiele ciosów, a ostatecznie skończyło się tym, że mnie wydziedziczył. Odpowiedziałem mu wzruszeniem ramion, czując jak ostatnie więzy, które łączyły mnie jeszcze z ojcem właśnie pękły. Spakowałem szybko swoje manatki i na najbliższą noc schroniłem się u kolegi, który dobrodusznie zaproponował mi nocleg.
Następnego dnia wróciłem do domu. Nie żebym szczególnie stęsknił się za ojcem, czy też matką, choć ku mojemu zdziwieniu czułem po nich pustkę, ale chciałem się zobaczyć przede wszystkim z siostrą i upewnić się, że wszystko z nią w porządku. Nikt mnie jednak nie chciał wpuścić. Z postanowieniem powrotu tutaj w nocy udałem się na powrót do mojego znajomego, ale też w nocy Saya nie uchyliła okna, bym mógł wejść mimo, że intensywnie w nie pukałem w ustalony przez nas sposób. To hasło działało dotąd zawsze, gdy któreś z nas wymykało się wieczorem do miasta. Nie miałem pojęcia czemu dzisiaj nie zadziałało.
Dopiero kilka dni później dowiedziałem się, że mojej siostry już tu nie ma. Została sprzedana.
Inne:
- prawdopodobnie jest wynikiem romansu jego matki,
- dużo je i ogromny z jego łakomczuch, ale i tak jest zawsze głodny,
- mimo braku talentu w tej dziedzinie zaczął szkolić się w strzelaniu z łuku ku pamięci swojej siostry,
- zawsze fascynowały go magiczne stworzenia, a jego skrytym marzeniem jest przelecieć na grzbiecie smoka,
- wciąż czasem nosi koszulę, którą uszyła dla niego Saya, mimo, że jest ona na niego dawno za mała.
Właściciel: Safira00

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz