niedziela, 5 listopada 2017

Od Mirajane do Lexie

- Wasza wysokość pochłania je w zastraszającym tempie – powiedział mężczyzna, również się uśmiechając. – Rufus! Chodź tutaj! Rufus pomoże waszej wysokości znaleźć to, czego wasza wysokość potrzebuje. To naprawdę zdolny, młody mężczyzna.
Uśmiechnęłam się do bibliotekarza i do jego młodzieniaszka. Chłopak mnie poprowadził w stronę regałów, na których może była książka, której jeszcze nie czytałam. Zaczęłam się rozglądać, a chłopak o imieniu Rufus poszedł odłożyć powieść, którą zdążyłam przewertować. Znalazłam jakąś jeszcze o astrologii. Chłopaczyna została w regałach, a ja poszłam ku bibliotekarzowi. 
- Wezmę tą. Podejrzewam, że za dwa dni ją panu zwrócę. - rzekłam, a ten uśmiechnął się do mnie.
Wraz z Lexie wyszłam z biblioteki, kierując się do mojej komnaty. Przy drzwiach ujrzałam drugiego gwardzistę, tego tajemniczego. Przeszłam obok niego, czując jego wzrok spod hełmu. Przeszły mnie dreszcze. Zamknęłam szybko sypialnię i zaczęłam czytać. 
-Astronomia bada ciała niebieskie i jest jedną z najstarszych nauk, której początki...
---
Księga mnie wciągnęła. Była ciekawa i bardzo wiele informacji kryła jej treść. Między innymi, tłumaczyła jak używa się Magii Gwiazd, która była bardzo trudna do opanowania. Jedyne co z tego umiem, to zwykłe rozpoznanie konstelacji, poprzez zaklęcie zbliżenia. Westchnęłam i odłożyłam prawie przeczytaną księgę na biurko. Podeszłam do okna i rozejrzałam się. Skupiłam spojrzenie na niżej położony dach. Czarna postać... Podobna postura do tej osoby, która zaatakowała mnie rano. Co ze strażnikami?! Przecież było ich tak wiele teraz w zamku i na jego murach. Istota spojrzała na mnie, a potem bardzo szybko zaczęła uciekać. Czyli znowu coś kombinował. No ale cóż... Nie mam zamiaru nic mówić nikomu. Zamknęłam tym razem okno na kluczyk. Na wszelki wypadek. Potem przebrałam się i położyłam spać. Jutro rano czekało mnie czytanie.
---
Obudziłam się wcześnie. Nie marudziłam i od razu uniosłam się z materaca. Przebrałam się w tradycyjną suknię z płaszczem i kapturem. Tiary póki co nie zakładałam. Dzisiaj ma przyjechać jakiś delegat, ale ojciec się tym zajmie. Wygodnie usadowiłam się na kanapie i zaczęłam kontynuować czytanie mojej książki. Ah ta astronomia... Nic nie mogę się nauczyć, przez co jestem zła. Zamknęłam księgę z hukiem i podrzuciłam ją na biurko. Drzwi się otworzyły. Stanęła w nich służka i dwóch gwardzistów.
- Ojciec prosi cię, abyś zeszła na przywitanie do delegata... - rzekła.
- Powiedz mu proszę, że nie zejdę. Śniadanie proszę mi przynieść tutaj. - powiedziałam. 
Kobieta nie kwestionowała mojej decyzji. Po prostu wyszła. Gwardziści się rozejrzeli i zamknęli drzwi mojej komnaty. Jednak zanim zdążyłam się nacieszyć spokojem, do mego pokoju wlazł chłopiec na posyłki. 
- Twój ojciec, matka i dwaj bracia wyruszają na wyjazd dyplomatyczny. Król pozostawia zamek na twojej głowie. - rzekł, a potem wybiegł i ruszył swoją drogą.
Wrzasnęłam i tupnęłam mocno w ziemię. Znowu mam zostać tutaj?! To jakiś żart? Zacisnęłam pięści, które otoczyła błękitna aura, a na podłogę opadło kilka płatków śniegu. Miałam chęć rozwalić cały zamek z pomocą mojej mocy magicznej. 
<Lexie?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz