niedziela, 5 listopada 2017

Od Lexie do Mirajane

  Lexie opuściła głowę ze skruchą, jednocześnie w jej głowie myśli podążały za Mer, ścigającym nieproszonego gościa. Czy uda mu się dorwać doświadczonego zabójcę w gonitwie po dachach? 
- To było skrajnie nieodpowiedzialne – kontynuował swoja tyradę król – co bym zrobił, gdyby ten człowiek ciebie zabił? Co by na to powiedział lud, gdyby księżniczka została zamordowana w jej własnym zamku. Widać jak dotąd byłem zbyt pobłażliwy. Na zbyt wiele ci pozwalałem. Od dzisiaj nigdzie, ale to nigdzie nie ruszasz się bez straży. I może nie koniecznie tej. – To mówiąc rzucił gniewne spojrzenie Lexie. – Gdzie jest drugi strażnik?!
- Mer ruszył w pogoń za napastnikiem, wasza wysokość – powiedziała Lexi spokojnie, podnosząc wzrok na władcę.
- Dobrze, mam nadzieję, że wróci z jego głową – burknął władca.
- Kochanie, tą kwestię lepiej będzie rozstrzygnąć po śniadaniu, nie sądzisz? – zasugerowała królowa, a jej mąż niechętnie na to przystał. Nad stołem zaległa ciężka, pełna wrogości, cisza. Gdy posiłek dobiegał końca, Mirajane szybko wstała, rzuciła głuche „dziękuję” i wyszła z sali jadalnej. Gwardistka ukłoniła się władcom i ruszyła za swoją panią. Jej wysokość wściekłym krokiem udała się do swojego pokoju, gdzie najwyraźniej chciała spędzić trochę czasu sama, bo gdy Lexie weszła za nią, księżniczka skrzywiła się. Strażniczkę to zabolało głęboko w sercu, jednak nie dała nic po sobie poznać. Podeszła do okna i szczelnie je zamknęła. Rozejrzała się po pomieszczeniu upewniając się, że nikt się w nim nie ukrywa, ani nie ma żadnej innej drogi, którą można by się dostać do wnętrza.
- Wyjdziesz wreszcie? – spytała Mirajane, patrząc wrogo na gwardzistę ze swojego miejsca na łóżku.
- Oczywiście, wasza wysokość – przytaknęła ponuro kobieta i ukłoniła się władczyni, po czym wyszła na korytarz. Był pusty, jeśli nie liczyć służącej, szorującej szmatą podłogę. Lexie ustawiła się obok drzwi do komnaty i wyprostowała się na baczność. Nie pozostała w bezruchu jednak długo. Wkrótce pojawił się ociekający potem Mer, bez swojej włóczni, za to ze strzałą w ramieniu. Kobieta spojrzała na wojownika i zmarszczyła brwi.
- Zwiał – mruknął, ustawiając się po drugiej stronie drzwi.
- Nie powinieneś poprosić, żeby ktoś cię zmienił? – zasugerowała ostrożnie brunetka, kątem oka patrząc na sterczące groźnie drzewce. Mer tylko pokręcił głowa. – A włócznia?
  Strażnik spojrzał na nią, a przynajmniej obrócił w jej stronę hełm, po czym uderzył się otwartą dłonią w czoło, aż zabrzęczało.
- Zaraz wracam – mruknął, po czym potruchtał w kierunku zbrojowni. 
  Pewnie zgubił włócznie podczas pościgu – przemknęło Lexie przez myśl, gdy tak stała nieruchomo przed zamkniętymi drzwiami… które nagle przestały być zamknięte i z wnętrza wyłoniła się Mirajane, z książką w ręku. Nie patrząc na gwardzistkę, z dumnie uniesioną głową ruszyła w prawo korytarzem. Bez słowa strażniczka podążyła za nią. Przemierzyły razem kilka pięter, nim w końcu dostały się do zamkowej biblioteki, która najwyraźniej była punktem docelowym księżniczki. W środku był tylko kustosz i jego dwóch uczniów, biblioteka wydawała się bezpieczna, jednak… było tu wiele regałów, za którymi łatwo było się ukryć zabójcy. Lexie to się zdecydowanie nie podobało.
- Dzień dobry! – Mirajane rozpromieniła się, podchodząc do bibliotekarza, który był raczej podstarzałym, jednak sympatycznie wyglądającym mężczyzną. Widać tylko gwardzistka była w tamtym momencie w jej pogardzie. – Znowu chcę wymienić książkę. Tą już przestudiowałam.
- Wasza wysokość pochłania je w zastraszającym tempie – powiedział mężczyzna, również się uśmiechając. – Rufus! Chodź tutaj! Rufus pomoże waszej wysokości znaleźć to, czego wasza wysokość potrzebuje. To naprawdę zdolny, młody mężczyzna.
(Mirajane? XD)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz