niedziela, 5 listopada 2017

Od Fufu do Sakita

- Nic! - pisnęłam. - Ja szłam tylko do toalety, nie bij mnie!
Przecież to nie moja wina, że mnie ta nieładnie wyprosili i kazali sobie iść. Tak się nie robi po prostu! Zresztą musiałam przecież wiedzieć o czym mówią, oni mogli chcieć mnie porwać. Moim interesem było ich podsłuchiwanie! A w takim przypadku nie mogło to być przecież złe.
- Toaleta jest u góry, Indra Ci ją zapewne pokazała, prawda? - spytał tym notorycznie spokojnym i znudzonym tonem, równocześnie przyglądając mi się bacznie.
- Nieprawda!
Jak można tak ludzi z równowagi wyprowadzać samym tonem to niedorzeczne! Jakby on chociaż dodał do tej rozmowy trochę emocji, złości, zaskoczenia czy czegokolwiek, naprawdę! Widzisz przed sobą jakąś martwą kukłę, która wygląda jakby jej największym marzeniem było właśnie ziewnięcie, ale mimo wszystko porusza ustami i coś do Ciebie mówi. Nie powiem żeby mnie było szczególnie trudno rozgniewać, ale to, to to... było złe! Bardzo!
- Prawda i dobrze o tym wiesz.
- Nie!
Spojrzał na mnie znacząco, a ja zaraz spuściłam oczka, speszona. Może miał troszkę racji. Troszeczkę?
- Sakit... - powiedziałam cichutko. - A czemu musisz stąd wyjeżdżać... I nie patrz tak, Pompejusz mi to powiedział! - podniosłam zwierzaka pod oczy mężczyzny z miną "to nie ja, to on!".

< Sakitku? Nie rób jej nic, Fufu niewinna :c Pompejusza też nie bić! >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz