Błyszczało. Promienie słońca odbijały się od lekko falującej tafli wody, wypełniającej niewielkie koryto. Powolnie, kropla po kropli skapywała do niego z ulicznej studzienki. Każdy mieszczanin mógł napełnić tu swoją miarkę, misę czy wiadro. Takie było przeznaczenie tej wody. Jej źródło wiło się gdzieś pod miastem, bijąc wprost ze zbiornika, do którego wpływała też górska woda. Była orzeźwiająca. Czarnowłosa elfka poznała jej smak kilka dni temu i od razu wiedziała, że go pokochała. Nigdy wcześniej nie miała do czynienia z tego rodzaju wodą, a przecież w wielu miejscach już była.
Kobieta strząsnęła mokre dłonie, które jeszcze chwilę temu złożone w łódeczkę posłużyły jej do picia. Wytarła ręce w skórzane spodnie, co zaraz uznała za nierozsądne. Chłód natychmiastowo przeniknął przez ubranie. Temperatura z każdym dniem coraz bardziej spadała, deszcze nawiedzały krainę coraz częściej. Nadchodziły zimne dni. Już niedługo pewnie będzie można zaobserwować rozpalone, uliczne paleniska, ludzi tłoczących się jak najbliżej źródła ciepła i ponure stęki na temat pogody.
— Chodź Skarbie. — Kobieta zwróciła się z uczuciem do siedzącego obok dorosłego niedźwiedzia brunatnego, po czym ruszyła jedną z szerszych, brukowanych uliczek.
W mieście panował tłok. W końcu to stolica. Zjeżdżali się tu ludzie z całego państwa. Handlarzom nie mogło zabraknąć w tym miejscu klienteli, a i zarobki mieli większe, dzięki rozwijającej się turystyce. W Merkez najłatwiej było dostać ekskluzywne i egzotyczne produkty, co jeszcze bardziej zachęcało ludzi do wizyty w mieście. Szczególnie częstym widokiem byli mężczyźni, kupujący swoim lubym najrozmaitsze akcesoria, złote wsuwki, rubinową biżuterię, egzotyczne zwierzątka. Rahelia chłonęła wszystkie te widoki i zapachy, łączyła najróżniejsze doznania płynące z serca państwa. Polubiła to miejsce, choć ciągle toczyła spory pomiędzy sobą samą. Przywiązywanie się do tego wszystkiego nie miało najmniejszego sensu i rozsądek nakazywał trzymać się od tego z daleka, jednak serce wciąż biło mocno z każdym przebytym krokiem. Roztaczało ekscytację i uniesienie po całym ciele należącym do elfki.
Dwa dni temu przechodziła już tą ulicą, jednak ciągle spoglądała z zainteresowaniem na architekturę, na ludność, która ciągle gdzieś się spieszyła. Sposób, w jaki dekorowane były tutejsze budynki, małe kawiarenki i herbaciarnie kuszące swoimi aromatami. Dystyngowane panny o wysoko uniesionych głowach, z misternie upiętymi włosami i pudrowanymi polikami. Dostojni panowie, wiernie stojący u boków swoich pań, eksponujący swoją szarmancję i uroki. Bliżej rynku i targu pojawiało się również wiele atrakcji. Łatwo można było znaleźć szulerów, proponujących grę w Piotrusia czy Znajdź Królową. Toczone były walki psów i zakłady. Zawody na najsilniejszego człowieka. Najlepszego strzelca. Rozrywki wylewały się z tego miejsca.
Kobietę jednak te atrakcje aż tak nie interesowały. Mijała się z podobnymi rzeczami już kilkukrotnie, podczas swoich podróży. Ze dwa razy próbowała nawet hazardu, co za tym ostatnim mocno się na niej odbiło, przez co obraziła się już na zakłady pieniężne. Niedoświadczona płotka przegrała wtedy cały swój mieszek złota i została praktycznie z niczym. Teraz jednak interesowała ją inna majętność. Tutejsi władcy. W końcu królewski ród Krallów zamieszkiwał właśnie Merkez. Elfkę niewiarygodnie wręcz ciekawiło, w jaki sposób owa rodzina zachowuje się pośród swojego ludu. Wychodzą chociaż ze swojego zamku? Pokręciła głową. Na pewno to robią. Oni muszą przecież jeździć na różne polityczne spotkania i kontrolować kraj. A przynajmniej linia męska. Jak było z kobietami? Pozostawały zamknięte tak jak ona, kiedy jeszcze znajdowała się w domu rodzinnym? A może wręcz przeciwnie. Może zwiedzały świat, bawiły się na uroczystych balach. Ciemnowłosa wiedziała przecież jak wyglądało to od jej strony, kiedy ciągle posiadała jeszcze swój wysoki status, ale może nie wszędzie było tak samo. Nawet jeśli wciąż było to to samo państwo. W każdym mieście, w każdej rodzinie panować mogły inne reguły. Tylko czy najważniejsze persony kraju mogły pozwolić sobie na wolność i bezkarną zabawę..? Nie wiedziała. Choć często miała styczność z wysoko urodzonymi ludźmi, nigdy nie miała okazji na spotkanie z rodem władców. Ród Krallów był dla niej zakrytą kartą. Taką, której nigdy nie będzie dane jej odsłonić.
Wczoraj kobiecie udało się w końcu wypełnić zlecenie, które dostała, jednak chciała spędzić tu jeszcze czas, nim wyruszy w drogę powrotną. Odnajdywanie przedmiotów zdecydowanie nie było jej ulubionym zajęciem. Zdecydowanie łatwiej wytropić coś, co żyje. Nawet jeśli się rusza i ucieka. Rzeczy martwe zwyczajnie leżą i czekają setkami lat, aż ktoś je zauważy... Poza tym, sama także często gubiła swoje rzeczy i choć sama była ich właścicielką, czasami nigdy ich nie odnajdywała.
Dziś z samego rana opuściła miejsce, w którym spędziła ostatnie sześć nocy. Tylko tyle opłaciła, bo początkowo nie zamierzała zostawać tu dłużej, ani też więcej czasu poświęcać na takie zlecenie. Kryształowy kamień zostanie zwrócony właścicielowi, za kilka dni. Panienka nie rozmyślała nad nim zbyt wiele. Nie w jej interesie była wiedza jak cenny może on być. Być może to sentymentalna pamiątka, ważna karta przetargowa lub magiczny przedmiot. Nawet jeśli była ciekawa przeznaczenia przedmiotu, nie należała do niej ta wiedza.
Ponieważ wcześniej wynajęty przez nią pokój został już przez kogoś zajęty, postanowiła się przenieść. Do innej części miasta. Dzięki temu pozna jeszcze więcej.
Pewnym krokiem przekroczyła próg miejskiej tawerny. Drobiazg u jej boku. Spelunka posiadała swój mały tłumik stałych klientów i zapewne kilkoro przechodnych, tak jak Rahelia. Nimfetka pokonała spokojnie całą drogę aż do baru, gdzie spotkała się z zaskoczonym spojrzeniem, opasłego karczmarza, o długim, nie strzyżonym wąsie. Wszyscy obserwowali ją spod swoich kufli wypełnionych miodem i innego rodzaju alkoholem. W końcu co to za dziwna dziewka, która przychodzi do takiego miejsca, u boku mając dodatkowo niedźwiedzia? Obca. Mogąca być zagrożeniem.
— Pokój na trzy doby. — Zwróciła się do mężczyzny, używając swojego formalnego tonu.
Sprzedawca popatrzył wymownie na ciemnego stwora ocierającego się o udo kobiety.
— Zwierząt nie przyjmujemy. — Kwaśny odór wydobywający się z jego ust dotarł do nozdrzy dziewczyny, na co się skrzywiła.
— Dopłacę. — Zniżyła głos do szeptu. Nie chciała ponownie zostawiać swojego wychowanka na pastwę wielkich, leśnych much.
Wyjęła z wnętrza swojej tuniki mieszek złota i upuściła na stół. Monety znajdujące się wewnątrz zabrzęczały radośnie, a oczy karczmarza zabłysły mocniej od złota. Usłyszała jak ciężko przełyka ślinę, przez swoją grubą, obrośniętą skórą szyję. Pochwycił woreczek i skinął energicznie głową, dając znak, by spotkali się za tawerną. Tam gospodarz poprowadził ją do pokoju wraz z jej misiem. Poruszali się przejściem dla personelu, by nikt nie zauważył kroczącego z nimi drapieżnika. Ledwo kobieta przekroczyła próg swojej tymczasowej komnaty, a mężczyzna już zniknął, biegnąc na powrót do swojej gospody.
Wieczorem elfka zeszła na dół. Niedźwiedź musiał zostać w pokoju. W gospodzie zdecydowanie przybyło więcej ludzi, niż jeszcze w południe. Większość ław była pozajmowana, a ludzie głośno ze sobą rozmawiali. Tropicielka podeszła do baru, gdzie tym razem prócz karczmarza, pracowała także kobieta. Obfity biust podskakiwał jej przy każdym ruchu, a rumiane policzki wabiły podchmielonych już mężczyzn po więcej piwa. Kobieta zamówiła dla siebie ciepły posiłek i kufel miodu.
Po chwili siedziała już przy jednym z wolnych stołów i posilała się potrawką z królika. W trakcie jedzenia, jej uwagę przykuła rozmowa toczona przy sąsiednim stoliku.
— Zobaczycie, jak go złapią to nie tylko rąk ale i głowy go pozbawią! — Zaśmiał się jakiś mężczyzna.
— Ja to bym go przed tym jeszcze jajek pozbawił! — Ryknął inny, przebijając sztyletem jakiś papier. Dopiero po chwili Rahelia uświadomiła sobie, że jest to list gończy. Była jednak zbyt daleko, by dostrzec wyrysowaną na nim twarz, oraz co najważniejsze, możliwą nagrodę. — Wczoraj okradł moją kuźnię, a jeszcze szczyl mignął mi przed oczami jak odcina czyjąś pełną sakwę!
Kobieta tak się zasłuchała, że nawet nie spostrzegła, kiedy zamówiła drugi kufel miodu i powolnie go sączyła.
— Zgłosiłeś to żołnierzom?
— A oczywiście! Łajdaki! Myśleli, że zmyślam, żeby tylko dostać złoto!
W głowie powoli zaczynało jej huczeć, jednak wciąż uparcie starała się cokolwiek po kryjomu dosłyszeć. Ile mogłaby dostać za czarną plamę, która oszpeca obraz stolicy?
Naxiu? :3
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz