poniedziałek, 6 listopada 2017

Od Mirajane do Lexie

- Przepraszam, wasza wysokość – powiedział tylko mrukliwie tajemniczy.
Pierwszy raz w życiu usłyszałam jak cokolwiek mówi. To był... Bardzo ciepły jak dla mnie głos, choć lekko stłumiony przez hełm. Z rumieńcem odwróciłam po chwili spojrzenie, zakładając dłonie na piersi. Spojrzałam na Lexie, która już trzymała w garści włócznię. Rozejrzałam się lekko niezadowolona z braku jakiejkolwiek pomocy.
- Felander! - krzyknęłam.
Zza tronu wyłonił się doradca mojego ojca - Felander. Był to już lekko siwy mężczyzna, który miał jeszcze pojedyncze ślady brązowych włosów. Na sobie miał szaty doradcy, które miały kolor wyblakłej zieleni. Z pierścieniem na palcu, który oznaczał jego władzę w zamku, podszedł do mnie i głęboko ukłonił. Popatrzył w moje oczy bardzo pewnie siebie.
- Witaj księżniczko Mirajane. W czym mogę pani dopomóc? Życzy pani sobie czegoś? - zapytał.
Przegryzłam wargę, a potem podeszłam do tronu ojca. Dotknęłam go dłonią. Od razu przypomniałam sobie, kiedy siadałam tutaj z ojcem, gdy byłam jeszcze malutka.Takie miłe wspomnienia, a teraz one są jedynie przykrym przypomnieniem czasów, gdy mój tata uśmiechał się. Teraz to już odległa przeszłość. Usiadłam na tronie, a doradca stanął przede mną.
- Dzisiaj jest wyjątkowo niewiele do zrobienia. Król miał przyjąć delegatów i wysłać ich do komnat, zaprzysiężyć nowych rycerzy oraz miał zrobić pochód, aby sprawdzić jak sprawują się słudzy. Jutrzejszy dzień będzie cięższy, ale wydaje mi się, że ojciec waszej wysokości do tego czasu już powróci. - rzekł Felander.
Westchnęłam ciężko i kiwnęłam głową. Potem spojrzałam na swoje zimne dłonie. Głupi ojciec... Znowu zostałam w zamku sama i nawet ta najmłodsza pojechała razem z nim. Warknęłam coś pod nosem i spojrzałam na zaufanych gwardzistów. Ojciec nie potrafił zarządzać wojskiem, skoro ten nieproszony gość ze wczoraj ponownie zawitał na dachu królestwa.
- Felander. Rozstaw dodatkową ilość żołnierzy przy głównej bramie i przy wyjściu kuchennym. Przynajmniej jeden strażnik ma stać w odstępie kilkunastu metrów od siebie. Przy każdym oknie wewnątrz ma stać po dwóch rycerzy z bronią lekką i ciężką. - powiedziałam do doradcy.
Ten się ukłonił i zniknął z pola mojego widzenia. Lexie i tajemniczy gwardzista stali nadal przede mną. Założyłam dłonie na piersi i nogę na nogę. Rozejrzałam się. Potem pokazałam dwóm żołnierzykom miejsca za mną. Ci tam podeszli i spokojnie czekali na dalsze rozkazy. Teraz pozostało przyjąć tego delegata, zaprzysiężyć rycerzy, a potem zrobić pochód. No cóż... Dzień pełen wrażeń... Tak. Chyba w moich snach.

<Lexie?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz