sobota, 25 listopada 2017

Od Mirajane do Lexie

Widząc zakrwawioną Lexie, moją ukochaną gwardzistkę, która zawsze mnie broniła, nie chciała dla mnie źle... Moje serce pękło na pół niczym złamany, cienki sopel lodu. Burza powoli opadała, jej siła malała. Podeszłam do dziewczyny po oszronionej trawie i opadłam obok niej. Wzięłam do ręki moją podręczną różdżkę, ale nim to zrobiłam ostrożnie położyłam na plecach Lexie. Ta wydawała się pierwszy raz nie sprawiać oporu. Musiało ją to tak boleć. W moich oczach pojawiły się łzy. Drżącymi dłońmi wycelowałam różdżką w rany gwardzistki.  Wyszeptałam cicho inkantację. Czubek magicznego patyka zaczął iskrzyć, a rany dziewczyny ani trochę się nie zagoiły. Z mojej kabury przy pasie, nadal drżącymi dłońmi wyjęłam bandaż oraz miksturę z ziołami. Namoczyłam opatrunek w ziołowym roztworze. Rany gwardziski opatrzyłam najlepiej jak potrafiłam.
-Przepraszam... Tak bardzo przepraszam... -rzekłam z bólem w sercu.
Lexie popatrzyła na mnie. Widziałam, że było na pewno lepiej. Mimo tego, że to mnie męczyło, musiałam jej pomóc. To przeze mnie cierpi. Minęło trochę czasu,a rany przestały aż tak krwawić. Jednak mogły pozostać większe, mniejsze zalążki bólu, bo jednak moje miksturki nie należały do idealnych. Odwróciłam się do ogniska. Pstryknęłam i wskazałam na ognisko palcem wskazującym. Zrobiło się cieplej,kiedy pojawił się płomień. Popatrzyłam na Lexie.
-Dobrze się czujesz? Może chcesz się zdrzemnąć? -zapytałam z pełnią opieki w głosie.
-Nie wasza wysokość. Dziękuję.-odpowiedziała.
Jednak to nadal mnie boli, że zrobiłam jej taką krzywdę. To była moja wina. Zmęczona gwardzistka przymknęła oczy, ale nie spała. Mimo tego, że powinna odpocząć, była nadal bardzo czujna. Martwiło mnie to. Nagle usłyszałam ciche kaszlnięcie. Spojrzałam w tamtą stronę i teraz przypomniałam sobie o tym posłańcu. Patrzył na mnie z przerażeniem. Jednak po chwili jego spojrzenie ocieplało, podobnie jak i moje.
-Ciebie również przepraszam. Stałam się bardzo wyczulona. -powiedziałam.
Posłaniec głęboko się ukłonił, a gdy się wyprostował, ze swojej torby wyciągnął list. Nie popatrzyłam na pieczęć, która znaczyła tą wiadomość. Papier został schowany do mojej torby, a ja powróciłam wzrokiem do Lexie.
-Nie waż się nikomu powiedzieć, że tu jesteśmy. Jeżeli to zrobisz... Zabiję cię. -powiedziałam, kierując słowa do posłańca.
Ten przerażony ukłonił się i znowu ruszył w swoją stronę. Nareszcie mogłam się skupić na pomocy dla gwardzistki. Dotknęłam jej czoła. Jest dobrze. Nic jej nie szkodzi. Musi koniecznie odpocząć. Ja ją obronię, gdyby był problem. Może i powinno być na odwrót, ale ona często ryzykowała życie dla mnie... Odwdzięczę się jej czym tylko mogę.
<Lexie?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz