Pierwsze promienie słońca padły na zamknięte oczy śpiącej dziewczyny. Już za chwilę ciszę przerwie donośny głos kapitana, zrywający gwardzistów ze snu i rozkazujący im wziąć się do roboty. Jednak jeszcze sekundę, jeszcze sekundę nacieszyć się tym krótkim odpoczynkiem, podczas którego nie trzeba się było martwić tym, że księżniczka wymknie się przez okno i już nie wróci z morza plebsu, albo że jakiś sprawny zabójca wślizgnie się przez okno sypialni, by poderżnąć jej gardło.
- Poobudka, poobudka, wstaaać! – rozległ się silny, męski głos, na którego dźwięk mięśnie Lexie zareagowały samoistnie, nim jeszcze świadomość w pełni doszła do siebie. Dziewczyna poderwał się do pozycji stojącej i zaczęła ubierać w przygotowany dnia poprzedniego mundur gwardzisty. – Czas na przygotowanie do śniadania, 5 minut! Kto nie zdąży, ten nie je!
Od kilku lat co rano towarzyszył dziewczynie ten sam komunikat. Kapitan był już dość starym, jednak wciąż pełnym energii i silnym mężczyzną, który najwyraźniej lubował się w tej rutynie dnia. Kobieta minęła z na wpół zamkniętymi oczyma ubierających się członków oddziału, którzy głośno narzekali na wczesną pobudkę i słońce, które będzie rozgrzewać ich pancerze, jednak to też należało do rutyny. Dzień nie był zaliczony, jeśli nie został powitany odpowiednią porcją marudzenia. Sama Lexie nie włączyła się do niego. Chciała jak najszybciej się umyć i uczesać, żeby móc zjeść śniadanie i być gotową na pierwszą zmianę przy księżniczce. Chciała już ją zobaczyć, powitać z samego rana, gdy jeszcze nieuczesana i nieumalowana wstaje ze swojego posłania, by przywitać świat za oknem. Jest wtedy taka piękna.
Wychodząc z łazienki, już kompletnie obudzona, natknęła się na kapitana, nadzorującego przygotowania do posiłku. Rzucił jej szybkie spojrzenie i uśmiechnął się.
- Jak zawsze pierwsza, co? – powiedział, po czym zwrócił się ostro do służącego. – Czemu na tym talerzu jest tak mało wędliny? Moi chłopcy mają się niby tym najeść? No chyba kpisz!
Dziewczyna bez słowa zajęła swoje ulubione miejsce na końcu ławy, daleko od wejścia i usiadła, oczekując na przybycie pozostałych. Wkrótce sala zaroiła się od gwardzistów, a gdy wszyscy siedli padł rozkaz do jedzenia i osiem postaci w ciszy zaczęło spożywać przygotowane dobra. Gdy z talerzy zniknęło większość jedzenia, powoli zaczęto odnosić talerze do zmywania. Brunetka ruszyła do zbrojowni, by zabrać swoje pełne wyposażenie i ruszyć pod komnatę księżniczki, by zmienić nocną wartę.
Jak co rano w zbrojowni już na nią czekał(a?) Mer, w pełnej zbroi. Ta tajemnicza osóbka była chyba jedynym członkiem oddziału, którego twarzy Lexie nigdy nie widziała. Zawsze zakrywał ją maską lub hełmem. Gdyby był zwyczajnym żołnierzem pewnie by to nie przeszło, jednak Mer nim nie był. O jego umiejętnościach posługiwania się włócznią krążyły liczne legendy, mówiło się też, że gołymi rękami zabił smoka. Dziewczyna znała się nieco na smokach, tam skąd pochodziło było ich kilka, i wątpiła, by było to możliwe bez użycia magii, niemniej udzielał jej się podziw do tego, jeszcze bardziej mrukliwego niż ona, gwardzisty.
Gdy była gotowa, razem udali się pod komnatę jej wysokości. Nocni gwardziści z ulgą zeszli ze swoich stanowisk. Nocna zmiana była najgorszym, co można było dostać. Sześć godzin stania bez ruchu i czuwania, czy nikt się nie zbliża lub czy nic nie dzieje się wewnątrz komnaty księżniczki. W razie czego konsekwencje zaniedbania mogły okazać się tragiczne.
Zanim księżniczka Mirajane się obudziła i tak strażnicy zdążyli odstać swoje wyprężeni jak struny, w całkowitym, profesjonalnym milczeniu. Gdy o wyznaczonej godzinie służąca przyszła, by zaprosić jej wysokość na śniadanie okazało się, że w komnacie jest więcej osób, niż być powinno. Postać, ubrana w całości na czarno, stojąca naprzeciwko księżniczki rzuciła szybkie spojrzenie na przybyłych, po czym rzuciła się w kierunku okna. Lexie zareagowała w tym samym momencie co Mer, który ruszył w pogiń. Dziewczyna więc zrezygnowała licząc, że towarzysz lepiej sobie z tym poradzi. Sama podbiegła do księżniczki, klęknęła przed nią i jęła wypytywać.
- Wszystko w porządku, wasza wysokość? Nie zrobił waszej wysokości krzywdy? Czego od waszej wysokości chciał? – Jednocześnie wodziła wzrokiem po ciele swojej pani, próbując się doszukać jakichś widocznych zranień czy sińców.
(Mirajane? Długi wstęp, krótka akcja, ale mam nadzieję, że w przyszłości proporcje będą odwrotne :P)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz