środa, 8 listopada 2017

Od Lexie do Mirajane

  Lexie przyskoczyła do swojej pani i pomogła jej wstać. Była czujna, nie patrzyła na dziewczynę, tylko rozglądała się dokoła, szukając możliwych przyczyn huku w okolicy.
- Lepiej zaprowadzę waszą wysokość do jej komnaty – powiedziała. – Tu jest niebezpiecznie.
  To mówiąc delikatnie popchnęła Mirajane w kierunku jej pokoju. Mer postępował za dziewczynami w niewielkiej odległości, również czujnie rozglądając się na boki.
- Czekaj! – Zaprotestowała księżniczka. – Cokolwiek się wydarzyło muszę się upewnić, że poddanym nic się nie stało!
  Gwardzistka również chciała zaprotestować, jednak żelazne kajdany kodeksu uwięziły jej głos w gardle. Pokiwała głową i dała znać Mer, żeby szła z tyłu i uważnie wszystko obserwowała. Sama poprosiła jej wysokość, by ta za nią podążała i w razie czego nie wychylała się zbytnio. Lexie wiedziała, że dziewczyna jest wspaniałym magiem, jednak nie mogła ryzykować, że ulegnie ona zranieniu, choćby najdrobniejszemu.
  Niewielka procesja ruszyła korytarzami zamku, wypatrując szkód. Nagle na prowadzącą pochód strażniczkę wpadła młoda służąca. Dyszała ciężko. Jej włosy były potargane, a twarz – umorusana sadzą. Spojrzała na Lexie i z jej ust potoczył się gwałtowny strumień słów.
- Strażniku, nieszczęście! Buł huk, byłam wtedy w kuchni. Ściana. Ściana! Bum! Zniknęła. W dymie. Coś srebrnego wystrzeliło. Wszystkie kucharki… one nie żyją! Mnie też chcieli zabić, ale uciekłam! A potem… potem! Potem uciekałam i…
  Zza pleców gwardzistki wychynęła księżniczka, a służąca gwałtownie zamarła w bezruchu.
- Już wszystko dobrze – powiedziała łagodnym głosem, uśmiechając się do służącej. – Sprawdzimy to. Najlepiej będzie, jeśli cała służba zbierze się w jakimś bezpiecznym miejscu. Na przykład w piwniczce. Proszę, dopilnuj, by wszyscy się tam znaleźli.
 Spokojny ton księżniczki odniósł pożądany skutek. Dziewczyna uspokoiła się i pokiwała głową. Widać było, że na swoich barkach poczuła już ciężar odpowiedzialności za losy pozostałych służących. Zmotywowana na pewno zechce im pomóc. Jedyny problem polegał na tym, że może przypłacić to życiem, jeśli nie będzie dość ostrożna.
- Wasza wysokość. – Ton głosu Lexie był naglący, a Mirajane przytaknęła tylko i jeszcze raz uśmiechnęła się do służki.
- Liczę na ciebie – powiedziała i niewielka grupka szybkim krokiem ruszyła w kierunku kuchni.
  Na miejsce dostali się bez żadnego problemu, jednak gwardzistka nie pozwoliła wejść księżniczce do środka. Były pewne granice, których młoda władczyni nie powinna przekraczać.
- Mer zostanie z waszą wysokością – rzuciła cierpko ostatni i najsilniejszy argument. 
  Władczyni przez chwilę nie odpowiedziała, jednak gdy przemówiła, jej głos był zdecydowany.
- To nie zmienia faktu, że chcę to zobaczyć.
  Jednak argument nie był skierowany tak naprawdę do niej. Miał się tylko przebić przez stalową zbroję wspomnianego wyżej osobnika. Lexie zaczynał coraz bardziej podgrzewać go o bycie mężczyzną. Jego pojętność i wrażliwość były naprawdę mizerne.
- Wasza wysokość – powiedział cicho. – Niedobrze. Tam krew.
  Jego składnie nie była perfekcyjna, jednak jego głos naprawdę miał w sobie sporo uroku. Lexie posłała mu słaby, telepatyczny uśmiech i zniknęła za drzwiami kuchni. Miała nadzieję, że choć przez chwilę rozmowa z gwardzistą zabawi jej wysokość.
  To, co znalazła w kuchni było dokładnie tym, czego się obawiała. Połowa ściany była rozwalona, a wszędzie walały się gruzy. Ciężkie buty wojskowe raz po raz lepiły się do ciemnej cieczy, pokrywającej niemal w całości podłogę. Dziewczyna ponuro uklękła przy najbliższej ofierze. Nie było wątpliwości, została zabita przez sztylet, wbity w czoło. 
  Brunetka usłyszała za sobą szczęk stali i w wyłomie stanęła para gwardzistów. Wyglądali na zaniepokojonych.
- Przybyliśmy, gdy tylko zauważyliśmy, że coś nie gra – oznajmił jeden, jakby usprawiedliwiając się z tak opieszałej reakcji – gdy mój sąsiad dziwnie osunął się na włóczni…
- Był martwy. Wszyscy w rzędzie byli – wyjaśnił jego towarzysz. 
- Jakto: wszyscy? – Na ten moment otworzyły się drzwi pomieszczenia, a z ich mroku wyłoniła się jasna postać Mirajane. Widać Mer nie był jednak tak dobrym argumentem, jak mogłoby się wydawać.
(Mirajane? Tym razem rzucenie Mer okazało się nieskuteczne XD)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz