piątek, 6 kwietnia 2018

Od Ashley do Cyrusa

Zamiast wynajmować wolny pokój czy miejsce na hamaku, zanocowałam w stajni z dwóch powodów: pogoda była świetna, brak wiatru, nie duszno, bez chmur... noc po prostu idealna na spanie pod gołym niebem. Drugi powód był taki, że karczmarz był złodziejem: za zwykły pokój brał tyle, co ja bym zapłaciła za porządne zakupy dla wielkiej, głodnej rodziny. Wyjęłam z woreczka jakiś koc i pościeliłam go na sianie, po czym na nim zasnęłam. Obudził mnie stajenny, który kazał mi się stąd wynosić. Ziewnęłam przeciągle oznajmiając mu, że skoro zapłaciłam za konia, ja także mogę tu przebywać. Gdy odszedł, poleżałam jeszcze chwilę, aż siano nie zaczęło mi się wbijać w skórę. Zgarnęłam kocyk, otrzepałam jego i siebie i go schowałam. Poszłam do swojego ogiera, który wyjął z moich włosów sterczący kłos i go zjadł.
- Niedługo wyruszamy dalej - poklepałam go po szyi i krzyknęłam do stajennego zapytanie, która godzina. Odparł, że jest po południu. Już dawno tak długo nie spałam. Wyszłam na chwilę na targ, bu zakupić coś do jedzenia i kostki cukru dla Ramzesa. Po powrocie okazało się, że nie tylko ja odwiedziłam swoją szkapę. Zauważyłam wczorajszego znajomego przy siwej klaczy. Po chwili podszedł do mnie.
- Dobrze, że zamknęłaś sklep... Tak poza tym, jak cię zwą? - nie odpowiedziałam od razu. Automatycznie przypomniało mi się, jak mnie wczoraj nazwał. Delikatnie się uśmiechnęłam.
- Fanka - ceremonialnie się ukłoniłam i dałam kostkę cukru dla Ramzesa. - Wczoraj się jakoś dogadaliśmy bez imion - zauważyłam. Takie rzeczy nie często się zdarzają.
- Owszem, ale wypada się przedstawić - odpowiedział ze spokojem. Koń szturchnął mnie, więc oddałam mu ostatnią kostkę. Potem ruszył w stronę smoka, którego szturchnął pyskiem.
- Nazywam się Ashley, a to Ramzes. Masz jakieś marchewki? - zapytałam obserwując, jak koń wymaga od niego czegoś do jedzenia.
- Przed chwilą oddałem wszystkie mojej klaczy, Kelpie - wskazał na klaczkę stojąca dwa boksy dalej. Na swoje imię koń zarżał. - Ja zwę się Cyrus - teatralnie się ukłonił.
- Będę cię nazywać Cyrek - oznajmiłam z lekkim uśmiechem. Spojrzał na mnie z obrażoną dumą w oczach, jednak nie zwróciłam na to uwagi. - Jak się czujesz? Wczoraj chyba użyłeś zbyt dużo energii - zauważyłam.

<Cyrus?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz