Wpatrywałem się wyczekująco w mężczyznę. Ta odpowiedź mogła albo mnie zbawić, albo zabić. Ostatnio te dwa określenia były dla mnie niebezpiecznie zbyt bliskoznaczne.
— Blisko w sumie — Usłyszałem po chwili, przeznaczonej na przemyślenie mojego pytania i pewnie ustalenie trasy — To znaczy, wiesz, wszystkie drogi prowadzą do Merkez i prawie wszystko z nim graniczy, także nieważne jak byś nie poszedł, to kiedyś się tam dostanie. Ale nie za długo. Pięć, sześć dni drogi przy dobrych wiatrach, wiesz, o co chodzi — mamrotał coś tam jeszcze pod nosem, ale ja już byłem myślami daleko w zamku. Musiałem tam się dostać i to jak najszybciej. W dowolny sposób. Pieszo, konno, wpław czy na skrzydłach. Jakkolwiek. Sam albo... z kimś. Nie. Nie będę go w to wciągał. Chociaż, może troszkę..?
— A co? Jakieś oświecenie?
Przytaknąłem szybko głową. Oświecenie. Te notatki były niczym stabilna latarnia morska po środku morza, którym szargały fale. Tymi falami były moje własne myśli i lęki. Nie mogłem nawet jednoznacznie stwierdzić, czy chcę wracać. A jeśli tak, to musiałbym doprowadzić wszystkie sprawy do końca.
— Powiedzmy. — Odparłem, siadając na drugim z łóżek z szkicownikiem w ręce. Od razu zająłem się rysunkiem. Tym razem to był obraz na bazie rzeczywistego modela, tym razem odchylonego do tyłu jak paniszcze — To pracownia tamtego maga. Tam może być klucz do powrotu do mojego domu — Zerknąłem na pozycję Sivika, wysunąłem przed siebie ołówek i poprawiłem proporcję — Chcę je zdobyć z czystej ciekawości. Bo znając moje szczęście, przejścia nie otworzę tak łatwo.
Starłem z kartki grafitowy pył, a następnie uniosłem kącik ust. Już wiem, co tutaj dorysuję. Siviemu się spodoba.
Kilka długich minut później, obrazek był gotowy. Nie posiadał kolorów, ale dzięki cieniom i pracy ołówka, udało mi się nadać odpowiednie tekstury. Nieskromnie mówiąc, ten szkic był lepszy od poprzedniego. W dodatku każdy artysta wie, że jak tworzyć portret, to tylko z natury. Pamięć ma tendencję do zapominania czy zmieniania szczegółów.
— Co sądzisz? — Spytałem, wręczając ciemnowłosemu szkic samego siebie, jako anioła — Dałem ci sokole skrzydła, bo pasują do twoich piór, Piórkowy Człowieku.
Obdarzyłem mężczyznę swoim najpiękniejszym uśmiechem, już kolejnym w przeciągu kilku dni. Ale to dobrze. Sivuś zasługiwał na wszystko, co piękne.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz