niedziela, 22 kwietnia 2018

Od Carreou do Sivika

Biłem się z myślami. Co mam teraz zrobić? Sivik nie odpowiada od razu. Jest zły. Może nawer zaraz na mnie krzyknie. A wtedy? Wtedy cała moja pozorna normalność zniknie. Znowu wpadnę w panikę i na powrót wrócę do życia na granicy rzeczywistości i własnego umysłu. Znowu stanę się niewolnikiem własnych wspomnień.
— Jak mam nie być zły? — Wymruczał mężczyzna, wracając do dawnej pozycji. Pomyślałem, że to dobrze, że się wyprostował, bo przynajmniej nie upadnie i się nie potłucze. Ah, dlaczego jestem taki troskliwy?  Tak bardzo troskliwy o Sivika? Czy to coś znaczy? — Powinieneś już wiedzieć, że pewne rzeczy mi się nie podobają i, kurwa, zauroczenie? Hipnoza? Co, losie, Carr, znamy się trzy dni, istnieją granice niektórych zachowań, zdajesz sobie z tego sprawę? Ba, nawet jakbyśmy znali się dziesięć lat, to nie masz do tego prawa. — Byłem gotowy, aby zabrać głos, zacząć przepraszać, może nawet ponownie rzucić się na kolana. Otwierałem już usta, aby zacząć się tłumaczyć, gdy usłyszałem dźwięk, podobny do kota na dachu. Głuche odgłosy dochodziły z przybudówki, której czarne, zniszczone przez pogodę gonty dało się ujrzeć z okna naszego pokoju. Z trudem wmówiłem sobie, że to kolejny efekt burzy. — Nie będę krzyczał, nie będę robić nie wiadomo jakiej szopki, ale chcę, żebyś wiedział, że to nie jest w porządku. Nie możesz robić takich rzeczy, nosz do kurwy nędzy.
Całą wypowiedź, mężczyzna skwitował westchnięciem. Następnie podciągnął nogę i dotknął swojej głowy. Na pewno miał w głowie chaos. Sam miałem podobnie. Być może rzeczywistości potrzebowaliśmy przerwy? Nie. Nie zostawię go w takiej chwili. Obydwoje potrzebujemy ramienia, na które możemy opaść, kogoś, komu możemy się zwierzyć.
Wyciągnąłem dłoń w stronę bruneta, chcąc go dotknąć, przekazać pozytywne emocje czy coś w tym stylu. Spojrzałem przez to przez okno nad jego ramieniem. Burza rozpętała się na dobre, pioruny przecinały niebo. Jednak pewien element się nie zgadzał. Temperatura zarówno w pomieszczeniu jak i na zewnątrz gwałtownie spadła. Do tego stopnia, że pojawiły się u mnie dreszcze. I to bardziej intensywne, niż przy obecności ducha czy demona. Skupiłem wzrok na ruchu, ledwie widocznym zza ściany deszczu.
Dopiero po chwili zrozumiałem, co widzę. Ktoś stał na dachu przybudówki, a sądząc po negatywnej energii, nie miał dobrych intencji. Prawie w ostatniej momencie, pociągnąłem mężczyznę na podłogę, nim magiczna eksplozja rozsadziła prawie całą ścianę pokoju. To była moja szansa, aby odwdzięczyć się Sivikowi za to, co zrobił. Bo w końcu, co nie pokazuje lepiej oddania niż uratowanie życia, czyż nie?
Podniosłem głowę, chcąc zobaczyć, czy ta postać, którą ujrzałem, nadal się znajduje. Bo przecież nie mogła zniknąć w ciągu tych kilku sekund. Po prostu nie mogła. To niemożliwe.
Instynkt mnie zawiódł. Wiązka mocy, ciemnozielonej magii, przemknęła tuż obok mojego ucha, powodując nieprzyjemny pisk po tej stronie. W tym momencie, wpadłem w uzasadnioną panikę. Nie patrząc na zdanie mężczyzny, wyciągnąłem go z pokoju.
— Musimy się stąd wynosić, Sivi. — Wyszeptałem drżącym głosem, kierując się w stronę schodów. Ta droga ucieczki została odcięta przez płomienie. Zostały nam dwa wyjścia. Walczyć albo próbować wyskoczyć przez okno. O drugą możliwość osobiście nie musiałem się martwić, mam skrzydła. Czego nie można powiedzieć o towarzyszu. Z bezsilnością zacisnąłem dłonie w pięści, czując, że zbiera mi się płakać. Tak bardzo nie chciałem tego robić, ale byłem w sytuacji podbramkowej. Musiałem działać szybko, poddać się intynktowi. Z tego powodu, wypuściłem anielską moc, pozwalając jej czynić, co tylko zechce. Na wszelki wypadek, objąłem mężczyznę rękoma oraz skrzydłami, gdyby ponownie miał się zachwiać jak za pierwszym razem.
Nie spodziewałem się, że tym razem pod naszymi nogami otworzy się przejście. Podświadomie zauważyłem, iż o istnieniu tej zdolności nie miałem pojęcia. Nigdy nie byłem w stanie jej użyć. Może to oznaka boskiej interwencji?
Nadal jednak nie wiedziałem, gdzie się pojawimy. Pęd powietrza utrudnił mi wypowiedzenie czegokolwiek, więc jedynie wziąłem towarzysza za rękę i przekazalem mu, co czuję - nadzieję, że nie zginiemy, ciśnięci o jakąś skałę. Gdzieś w oddali, na dnie pustki, pojawiła się szczelina, a pod nią cel "podróży", jaką było leśne jezioro, mogące znajdować się gdziekolwiek na świecie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz