wtorek, 10 kwietnia 2018

Od Sivika do Carreou

— Powiedzmy. — Pokiwałem tylko głową, decydując się nie drążyć tematu. Jedynie bardziej rozsiadłem się na łóżku i zacząłem obserwować chłopaczka, którego ołówek szybko drapał po kartce, skrobał, szurał, cokolwiek.— To pracownia tamtego maga. Tam może być klucz do powrotu do mojego domu — dodał nagle, jakby nawiązując do... Sam nie wiem czego, ale wolałem się nie babrać, w ciągu tych trzech dni wystarczająco mocno przejechałem się na aniele i już mniej więcej wiedziałem, do jakich działań był zdolny. — Chcę je zdobyć z czystej ciekawości. Bo znając moje szczęście, przejścia nie otworzę tak łatwo.
Ścieranie pyłu z kartki, rysowanie i cisza pomiędzy nami, bo widocznie jakoś nie było tematów do rozmowy. Rozglądnąłem się po pomieszczeniu, wyjrzałem przez okno, zabujałem nogą.
Im więcej czasu spędzałem z blondynem, tym bardziej czułem, że mimo wszystko tak być nie powinno. Że za bardzo się spoufalam, oddaję, pozwalam na zbyt wiele, na coś, co nie leżało w mojej granicy komfortu, którą przekraczać pozwalałem jedynie nielicznym.
Złapałem się na myśli o Ravie, że powinienem się był z nim skontaktować, pogadać, wyjaśnić to wszystko i może jednak to naprawić, bo aktualnie stałem w kropce, gdzie jedyne co nasuwało się przy myśli o przyszłości, to samotność.
Gdyby tylko nie ta pierdolona kontrola umysłu i czytanie w myślach, życie byłoby łatwiejsze i może właśnie spotkalibyśmy się pod wierzbą. Zamiast tego miałem jedynie trudne myśli i brudne wspomnienia.
— Co sądzisz? — Wyrwał mnie nagle z zamyślenia, ale przed oczami zawirował mi tylko obraz rysunku, który najwidoczniej robił przed chwilą w pocie czoła. — Dałem ci sokole skrzydła, bo pasują do twoich piór, Piórkowy Człowieku. — Uśmiechał się szeroko.
— Pięknie — odparłem tylko, odwzajemniając grymas. Starałem się nie wyjść fałszywie, bo rzeczywiście, podobało mi się i jakoś łechtało mi to ego, jednak pozytywne komentarze jakoś nigdy mi nie wychodziły i odnosiłem wrażenie, że zawsze brzmią nieszczerze, przynajmniej w moim wykonaniu. — Co prawda nie wyobrażam sobie siebie samego w tej roli, ale godne podziwu — zaśmiałem się cicho, bo raczej rzeczywiście nie nadawałem się na stróża. — Jak długo rysujesz?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz