Otworzyłem oczy, gdy tylko poczułem na sobie ciepłe promienie słońca.
- Dzień dobry. - powiedziałem, patrząc na przytulankę z uśmiechem. Przytuliłem kurę po raz ostatni i poszedłem się ubrać. Włożyłem na siebie brązowe spodnie, wiązane buty w tym samym kolorze i białą koszulę. Następnie posprzątałem w swojej jaskini i spakowałem do torby mniejsze rzeźby do sprzedania. Przedstawiały one ludzi i zwierzęta.
Zaraz po tym opuściłem swoją jaskinię. Rozejrzałem się na boki, wspominając dziwne uczucie, które towarzyszyło mi wieczorem. Po chwili zbiegłem ze skał i udałem się do miasta. Jak zwykle, zbliżając się do ludzi, zawiązałem swoje oczy.
Krótko po wejściu do miasta poczułem się obserwowany. Wmawiałem sobie, że pewnie mi się wydaje przez dużą liczbę osób. Te myśli jednak zostały rozwiane w momencie, kiedy pchnięto mnie w jeden z zaułków. Straciłem równowagę i upadłem na bruk. Przede mną stało dwóch mężczyzn. Nie znałem ani jednego, ani drugiego. Gdyby tak było, na pewno bym ich zapamiętał.
Jeden z mężczyzn chwycił mnie za ubranie i podniósł do góry. Inny w tym czasie wyrwał mi torbę. Spojrzałem momentalnie w jego stronę.
- Spokojnie... - zaczął pierwszy - Umowa jest taka, ty nie krzyczysz, a my nic ci nie zrobimy.
Domyśliłem się szybko, że to napad. Ludzie niewidomi byli łatwym celem. Wiedziałem o tym doskonale, ale nie mogłem poruszać się inaczej, narażając przy tym mieszkańców.
- A - Ale... - wyjąkałem.
- Żadnego "ale", rozumiesz? - nieznajomy chwycił moją twarz i ścisnął jej policzki.
- Ta torba i to, co w niej masz należy teraz do nas. Lepiej się z tym pogódź, dobrze ci radzę.
Nie mogłem tak łatwo odpuścić. To były efekty mojej miesięcznej pracy. Dodatkowo umierałem z głodu.
- N - Nie. Proszę mi ją oddać.
- Co? Nie dość, że ślepy, to jeszcze głuchy. - zadrwił mężczyzna.
- Daj mu nauczkę, to wybije sobie z głowy zabawę w rycerza. - odparł drugi. Jego towarzysz z uśmiechem zacisnął dłoń, którą wcześniej przytrzymywał moją twarz w pięść i zadał mi cios w brzuch. Zacisnąłem zęby, jakby to miało powstrzymać rozlewającą się po moich organach falę bólu. Nie trzeba było czekać na kolejny cios. I kolejny.
Kątem oka zobaczyłem białe włosy. Wyglądały znajomo.
Napastnik wypuścił mnie, gdy tylko zobaczył ich właściciela. Ledwo utrzymywałem się na miękkich nogach.
Przybysz zatrzymał się przede mną, a ja opadłem na ścianę, następnie się po niej osuwając. Nie miałem siły, by dłużej ustać.
- Zostawcie go. - usłyszałem jak przez mgłę. Później słyszałem chyba krzyki. Nie byłem pewny.
Po jakimś czasie nastąpiła chwila ciszy. W duchu błagałem, by białowłosemu nic się nie stało.
- Wstawaj, bo cię szczury zeżrą. - usłyszałem na d sobą. Słabo uniosłem głowę. Widząc przed sobą znajomą twarz chłopaka z karczmy, uśmiechnąłem się nieśmiało. Pomógł mi drugi raz. Mimo, że nie musiał, a ja na to nie zasługiwałem.
Położyłem dłoń na wyciągniętej ręce chłopaka, a ten pomógł mi wstać. Zachwiałem się i chwyciłem ramię białowłosego. Zaraz po tym spłonąłem rumieńcem i odsunąłem się od niego.
- Prze-Przepraszam. - pisnąłem. Było mi głupio. Przez swoje zachowanie nie byłem w stanie ustać i nadużywałem dobroci chłopaka. Miałem ochotę zapaść się pod ziemię.
Białowłosy podał mi moją torbę.
- D - Dziękuję. Za ratunek też. I jeszcze raz za poprzednią pomoc. - powiedziałem nieśmiało.
- Pamiętasz mnie? - to pytanie wywołało panikę w moim umyśle. Co powinienem powiedzieć?
- P - Przez głos!
-... Dobra...
- J - Jesteś może głodny? - zapytałem.
- Chciałbym się odwdzięczyć! Za pomoc. - dodałem, widząc zdziwiony wyraz twarzy chłopaka.
- Już jadłem, dzięki.
- Och...- spuściłem wzrok. Co mogłem zrobić, żeby przestać czuć sie tak bezradnie i spłacić dług?
- Jak ci na imię?
To pytanie mnie zdziwiło. Dlaczego ktokolwiek miałby chcieć poznać moje imię? Nie byłem nikim ważnym. Wręcz przeciwnie. Mimo tego, postanowiłem odpowiedzieć.
- Regulus...
- Ja jestem Nichio.
Uniosłem wzrok na chłopaka. Nichio...
- To do zobaczenia. Uważaj na siebie. - albinos poczochrał moje włosy i odszedł. Odprowadziłem go wzrokiem. Wciąż patrzyłem w wyjście z alejki, mimo iż chłopak dawno zniknął.
Przytulił torbę i ruszyłem w tym samym kierunku. Kupiłem sobie jabłko i rozstawiłem swoje stanowisko w wolnym miejscu.
<Nichio? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz