Skrzyżowałem ręce na brzuchu i spojrzałem na jasne niebo. Miałem ochotę wrócić już do domu, ale nie zostawię tutaj Ashley. Bo co będzie, jak wrócą myśliwi? Albo ktoś w tym stylu? Niby potrafi walczyć, ale ostatecznie, mimo wszystko, nieważne, jak dobrym wojownikiem by nie była, to nadal dziewczyna, a obowiązkiem mężczyzny jest jej ochrona za każdą cenę.
Ale, zbyt bardzo odszedłem od tematu rozmyślań. W końcu, moja urokliwa towarzyszka czekała na odpowiedź.
- Kelpie urodziła się na wolności. - zacząłem swoją opowieść, krzyżując nogi ze sobą. Ash zerknęła na mnie z mieszaniną uczuć w spojrzeniu. Podłapując jej spojrzenie, uniosłem brwi.
- No co?
- Dlaczego zabrałeś dzikiego konia z jego prawdziwego domu? Tak się nie robi.- Wydawało mi się, że usłyszałem w głosie dziewczyny krytykę. Czy ona śmie MNIE krytykować? Może ją lubię, ale wszystko ma swoje granice!
Uniosłem się honorem, podniosłem dumnie podbródek i spojrzałem z wyższością na towarzyszkę.
- Bo tak. - Odparłem krótko, po czym oczyściłem gardło, aby kontynuować historię swojej klaczy. Ash z oburzeniem zarzuciła włosami.
- "Bo tak" to nie jest odpowiedź!
- Dla mnie jest. A teraz, daj mi skończyć!
Ostatecznie, nastał wieczór, a nam rozmawiało się tak dobrze, że rozpaliliśmy ognisko z chrustu, znalezionego w lesie. Dokładnie, to ja zebrałem wszelkie gałązki, a Ashley bawiła się ze szczeniakiem. Zwierzątko przyzwyczaiło się do naszej obecności. Polubiło również dziewczynę, co wywnioskowałem po tym, że nie uciekało i nie piszczało. Albo po prostu się bało.
Po podpaleniu roślinności mocą brunetki, usiedliśmy wokół ognia. Zbliżyłem dłonie do ognia, aby się ogrzać od środka. Lubiłem płomienie, nawet pomimo tego, że moim żywiołem była energia. To prawdopodobnie rasowy odruch, polegający na poszukiwaniu ognia i przebywaniu w jego bezpiecznym blasku. W końcu, moi przodkowie głównie posiadali umiejętności, związane z płomieniami, a dopiero potem, na drodze ewolucji, rozwinęliśmy nowe zdolności.
Dziewczyna obejrzała się przez ramię.
- Co jest?
- Ktoś idzie! - wysyczała Ash, wstając. Spomiędzy drzew wyszli łowcy, nadal jednak nas nie zobaczyli. Spanikowałem i zrobiłem jedyną, logiczną rzecz. Przyciągnąłem do siebie Ashley i pocałowałem ją, licząc, że obcy zostawią nas w spokoju. Oraz sam chciałem kiedyś pocałować kobietę, ale do tego za nic w świecie się nie przyznam!
<Towarzyszko? ;3 >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz