środa, 18 kwietnia 2018

Od Cyrusa do Ashley

Im dłużej spoglądałem na ten dziwny pokaz, pseudorytuał, czy co to tam miało być, tym bardziej utwierdzałem się w przekonaniu, że kobiety to są jednak jakieś dziwne. Nie dość, że mówią półsłówkami, okrążając zręcznie temat, unikając jego sedna, to w dodatku potrafią nagle zacząć tańczyć wokół ogniska, mamrocząc inkantacje.
Nie mówię, oczywiście, że mężczyźni również tak robią, w końcu słyszy się o męskich sabatach, ale te są rzadsze. O wiele rzadsze, niż ich kobiece odpowiedniki. To białogłowe są częściej obdarzane zdolnością magiczną, jako czarownice, to do nich garną czarne koty i to kobiety mają jakiś taki talent do wyszukiwania dobrych ziół wśród leśnych krzewów.
Jednak wracając do meritum sprawy - rytuał.
Nie powiem, rozbawił mnie. Jako poboczny obserwator, odniosłem wrażenie, że Ashley postradała zmysły, że jej ruchy są pozbawione jakiegokolwiek sensu. Że robi to po to, aby się popisać. Zaśmiałem się pod nosem, kiedy jej głos stał się niższy, nieco drapieżny i tajemniczy. Zupełnie jak stereotypowa czarownica. Szykowałem się już do ułożenia na trawie i zdrzemnięcia się, ale dziewczyna stanęła za mną niespodziewanie, a następnie pociągnęła, niszcząc w ten sposób plany o pozostaniu z boku. Spojrzałem na nią ze zdziwieniem, a za razem delikatną sugestią, iż to, co robi, będzie mieć konsekwencje. Nie miłe dla jej osoby.
- Wstawaj. Smok w moim rytuale się bardzo przyda. - Powiedziała władczo, ciągnąc mnie za sobą w stronę ognia.
Na nic się zdały ostentacyjne jęki, westchnięcia i przewracanie oczami. Ash kontynuowała to, co zaczęła i nie wyglądała, jakby miała przestać. Przynajmniej nie w najbliższej przyszłości.
Kilkukrotnie próbowałem się wymknąć, tłumacząc się bólem głowy, ale brunetka zawsze przywracała mnie na dawne miejsce. Po kilku próbach, uznałem, że walka nie ma sensu, więc po prostu poddałem się magii miejsca, dając się upić wszechobecną energią. Tak, mój stan można było określić mianem "upojenia magicznego", gdyż zupełnie jak po ciężkim wieczorze w karczmie, w głowie mi szumiało, a nastrój jakoś tak się poprawił. Stałem się śmielszy. Już bez ogródek podchodziłem do towarzyszki, być może znajdującej się w podobnym stanie, co ja. Nie zwracałem na to uwagi. Chciałem być po prostu przy niej, czuć obecność Ashley. I móc ponownie ją pocałować, poczuć ten dreszcz, gdy drżące usta spotykają się ze sobą po raz pierwszy. Ale aby to zrobić, musiałem poczekać na odpowiednią okazję.

<Ash?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz