piątek, 6 kwietnia 2018

Od Sivika do Carreou

Spiął się nieoczekiwanie, nagle, dość zastanawiająco, ale mogłem tylko kontynuować powolne, ociężałe ruchy dłonią i zerkać na niego kątem oka, mając nadzieję, że jednak udzieli mi odpowiedzi, może mnie uspokoi i wyłączę zasrany tryb opiekuna wszystkiego, co jest w stanie się poruszyć i wykazuje jakiekolwiek cechy istoty żywej.
Nagle, dość niespodziewanie, przynajmniej jak dla mnie, głowa chłopaka spoczęła spokojnie na moim ramieniu. Dość niepewnie, ale jednak z aurą odprężenia, do tego z czymś, co sprawiało wrażenie, że chłopak za chwilę mi się rozpuści, rozpłynie, całkiem rozleje po barku i nie będzie w stanie wrócić do poprzedniego stanu. Ale dalej trwał i dalej spokojnie oddychał, a ja dalej go masowałem.
— Przypomniały mi się rzeczy, które kiedyś zrobiłem. — Pokiwałem głową, gdy sapnął cicho, bez wdechu, bez przerwy, szybko. — Te złe. Przypomniała mi się przeszłość. Zacząłem myśleć o przyszłości. W dodatku... Martwię się o ciebie, Sivik. Że umrzesz. Że... Znikniesz. — Mrugnąłem nieco zdezorientowany, gdy usłyszałem słowa chłopaka. Bo czemu miałbym umrzeć? Co miał na myśli, dlaczego coś takiego w ogóle przyszło mu do głowy. Czuć to? Czuć, że kostucha wisi mi nad karkiem, szykuje się, zaciąga zapachem mojego ciała, duszy, całokształtu, który za jakiś czas pozbawiony zostanie jakiejkolwiek iskry życia?
Parsknąłem cichym śmiechem, nieco potrząsając przy okazji skrzydlatym towarzyszem, który dalej siedział jak zbity szczeniak. Wiedziałem, że odwrócił wzrok, bo jakoś w ciągu tych trzech dni dało się to pojąć, chłopak uciekał oczami, gdy tylko powiedział coś zaliczającego się pod bardziej drażliwe tematy.
Potarłem mocniej jego ramię, dalej się śmiejąc.
— Wyglądam aż tak źle? Ja wiem, że pół wieku to nie jest mało, no ale proszę cię, jeszcze się do grobu raczej nie mam zamiaru się składać — rzuciłem z lekkim rozbawieniem, starając się chociaż trochę rozładować napiętą atmosferę. — Nie myśl o przeszłości. Sama w sobie nie jest warta zachodu, dopóki jej echo nie zaczyna cię dopadać — mruknąłem jeszcze, sam dobrze wspominając moje znamiona czasu, które jak zanikły dwa, trzy lata po rozstaniu z wampirem, tak zaczęły palić żywym ogniem dopiero po tych trzech dekadach rozłąki. — A co do znikania i umierania, każdy to zrobi. Kiedyś tam, przyjdzie na nas czas, jesteśmy tu tylko gośćmi i trzeba korzystać z życia, wiesz? Także się nie przejmuj, nie ma po co strzępić nerwów.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz