Dźwięk upadających monet i rzucanych na ziemię kości oderwał mnie od przemyśleń i skierował do pobliskiego zaułku gdzie grupa bogatych, otyłych i zarozumiałych kozłów grała w kości. Nigdy nie przepuszczam okazji żeby pokazać tym kołkom jak to się robi. Po 10 minutach kiedy ograłem każdego z niemal wszystkiego co miał, pozostawiając jedynie ciasne majtki na ich grubych tyłkach, odszedłem z uniesiona głową i lekkim uśmiechem malującym się na twarzy. Cóż za cudownie rozpoczęty dzień! Szaty i sakiewki które zabrałem grubasom rzuciłem na ziemię obok stoiska szczupłej i brudnej kobiety, nie będą mi już potrzebne. Słysząc głos mojego ojca, przemawiającego do ludu, ugryzłem jabłko które gwizdnąłem przed chwilą z tego samego stoiska i udałem się w tamtą stronę. Przez chwile poudaje dobrego księcia. To nawet zabawne. Stanąłem w towarzystwie mojego rodzeństwa na podwyższeniu zaraz za plecami ojca i zacząłem skanować ludzi. Moje oczy zatrzymały się na łysym mężczyźnie z długą na pół twarzy blizną. Grynbleid. Ta gnida oszukała mnie na jakieś 2 centy, nie ujdzie mu to na sucho. Nie żebym okradł go wtedy na jakieś 10 sztuk złota, ale i tak nie ujdzie mu to na sucho. Po zakończonym monologu ojca, pośpiesznie zeskoczyłem z podwyższenia i zacząłem przeciskać się pomiędzy ludźmi, nie spuszczając mojego dawnego wspólnika z oczu. Stał pod ścianą więc na początek złapałem jego nadgarstek i cisnąłem jego twarzą o ścianę.
- Zastanów się następnym razem zanim spróbujesz mnie oszukać – warknąłem cicho i zadałem mu kolejny cios w twarz – Moja druga rada, nigdy nie wchodź mi w drogę – Moja pięść znowu spotkała się z jego twarzą – A i ostatnie – Przywaliłem mu jeszcze raz, a co tam!
Co prawda Grynbleid coś tam gadał w międzyczasie, ale nie uznałem tego za istotne. Odwróciłem się gryząc ponownie ukradzione jabłko i zostawiłem mężczyznę na ziemi. Wtedy usłyszałem za plecami cichy, kobiecy i bardzo irytujący głosik, więc zignorowałem to i poszedłem dalej w nadziei, że zdesperowana kobieta sobie odpuści. Niestety dla niej, myliłem się. Nie załapała aluzji.
- Jestem Aurora i dziękuję ci za ratunek. – powiedziała stając przede mną i torując mi przy tym drogę. – Jak ci na imię? – Zdecydowanie, nie zrozumiała aluzji.
- …Sakit – warknąłem cicho w nadziei że się odczepi, wyminąłem ją i poszedłem dalej, ale ona definitywnie nie załapała aluzji. Dobiegła do mnie i zaczęła zadawać dziwne pytania na które nie miałem ani ochoty ani zamiaru opowiadać. Poszedłem dalej sugerując żeby się odwaliła, ale ona nadal, nie załapała aluzji. W końcu kiedy zignorowałem pytanie czy znam to miasto zapadła chwila błogiej ciszy.
- Chciałabym po prostu, jakoś ci się odwdzięczyć… - powiedziała o wiele bardziej delikatnie, jakby z nutą rozczarowania moją postawą.
- Odwdzięczyć? Niby za co? – wycedziłem, a na mojej twarzy pojawiło się zdziwienie
- Za to że mnie uratowałeś – odpowiedziała jeszcze bardziej zdziwiona ode mnie. Popatrzyłem na nią z niezrozumieniem.
- Chyba ci się coś pomyliło. – rzuciłem przez ramię, odwracając się od dziewczyny i odchodząc, ale ona nie dała za wygraną
- Przed chwilą… Zaatakował mnie mężczyzna z ogromną blizną ciągnącą się przez całą twarz, a ty nie pozwoliłeś mnie uderzyć. Dziękuję… - powiedziała zmieszana.
- Grynbleid? Nie, nie… Po prostu miałem ochotę mu przywalić, należało mu się za nasze stare porachunki – uśmiechnąłem się drwiąco. Niech już sobie tak nie pochlebia.
< Aurora? Wybacz… Sakitek nie należy do najmilszych ludzi na ziemi xD>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz