Palce
szarpnęły struny, a wydobywająca się pod ich naciskiem muzyka sprawiła,
że Ariadna mimowolnie uniosła głowę ku górze, pozwalając, by
rozbrzmiewające coraz głośniej szlochy i ciche westchnienia pokierowały
jej ciałem, wskazały sercu, które z nut powinna odczytać. Nie grała od
tak dawna, a przecież tak wiele się wydarzyło. Historia kołem się toczy,
nie powinna jej zatrzymywać.
Gdy
ostatni z dźwięków odbił się echem, oficjalnie informując o końcu
koncertu, jej sylwetką wstrząsnęły spazmy rozpaczy, a łzy pociekły
wzdłuż rozgrzanych policzków. Nie była w stanie stwierdzić, czy
ktokolwiek dojrzał w nich przytłaczający ciężar, kryjący się za
wywołanym przez stojące owacje szczęściem. Nie przykładała jednak
większej wagi do tak przyziemnej sprawy, przenosząc zainteresowanie na
rozentuzjazmowany tłum, oczekujący powtórzenia ostatniej z pieśni.
Uśmiechnęła się więc licho i pośpieszana przez właścicieli lokalu raz
jeszcze obdarzyła wszystkich fragmentem Nocnego dziecka.
Lokal
opuściła późnym wieczorem, gdy słońce ostatkami sił spoglądało na
miejskie zabudowy, zwiastując nadejście zmierzchu i żery wszelkiej maści
złodziejaszków. Sama myśl o ewentualnej napaści wprawiła ją w
zakłopotanie, zmusiła do nerwowego rozejrzenia się na boki w
poszukiwaniu potencjalnych oprawców. Przycisnęła lirę do piersi, niby
tarczę, mającą chronić jej duszę przed złem tego świata. Oczami
wyobraźni przywołała twarze wszelkich obecnych w karczmie pijaczyn i
istot, którym mogłaby przypiąć łatkę potencjalnych oprawców.
Parszywe
domysły i wysnuwane teorie przerwał jednak widoczny na horyzoncie zarys
alchemicznego ambulatorium, pełniącego również funkcję tymczasowego
mieszkania. Perspektywa spędzenia nocy z dala od wścibskiej pokojówki i
jeszcze gorszych członków rodziny przywołała na twarz radosny uśmiech, a
oczy błysnęły tysiącem iskier. Wymruczała więc wiążące słowa, pod
których wpływem zamek ustąpił, a drzwi stanęły otworem. Z rozkoszą
wstąpiła w ciepłe cztery ściany, natychmiastowo kierując się do
prowizorycznej kuchni, złożonej z kilku palników i magicznie chłodzonej
skrzyni na produkty spożywcze. Przemierzała przyciemnione korytarze, gdy
do jej uszu dotarły dźwięki nieznanego pochodzenia, dobiegające z
drugiej izby. Poczuła ciarki na plecach, a ciałem wstrząsnął zimny
dreszcz. A więc paranoi stało się zadość. Pstryknęła palcami, próbując
magicznie zidentyfikować coś, a może kogoś, kto zakłócał jej
domowe zacisze. Wiązka zniknęła w ciemności, a Ariadna, upewniając się,
że wyciszyła odgłos stawianych przez nią kroków, podążyła wprost w
paszczę lwa. Niemal krzyknęła, gdy na swym materacu ujrzała obcą
sylwetkę, pogrążoną we śnie, bądź z powodzeniem udającą letarg. Przy tej
widoczności nie sposób było stwierdzić, która z opcji wydawała się
sensowniejsza. Owinęła więc palce wokół stojącego nieopodal, mosiężnego
świecznika, rozważając wszelkie za i przeciw ataku na nieznajomą istotę.
Przemyślenia nie dostały jednak szansy, by przełożyć je na
rzeczywistość, gdyż wypuszczona nieumyślnie i w przerażeniu wiązka
dźwięku trafiła wprost w uśpioną sylwetkę, powodując jej ciche
syknięcie.
Ariadna
zrobiła trzy kroki wstecz, w pośpiechu przypominając sobie o wszystkich
możliwych drogach ucieczki, gdyby nie zdołała werbalnie przekonać
przybłędy do wyjścia.- Kim jesteś? - Dzięki magii głos zabrzmiał donośnie i pewnie, co według ojca Ariadny pokazywało przeciwnikowi, że nie boisz się wyzwań.
<Ktoś?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz