czwartek, 20 grudnia 2018

Od Richarda do Parysa

Hah... Przeczucie mnie nie zawodzi. Jak dobrze, że podałem mu specyfik..
Gdy mnie pogryzł przez kilka chwil go obserwowałem. Ze strachem wypatrywałem jakichkolwiek oznak zatrucia, działania kwasu...
...ale było dobrze. Lek podziałał.
Wycofałem się z kuchni, dając mu spokojnie zjeść.
Zniknąłem w najbliższym pomieszczeniu. Stałem przy drzwiach, nasłuchując jego kroków.
Czekałem tak, póki po odgłosach nie dało się domyślić, że pies wrócił na do salonu. Przez cały ten czas obserwowałem swoje ramię, zadowolony z działania stworzonego przez siebie ciała. Rany po zębach powoli malały, by po kilku chwilach całkiem się zabliźnić. Ciecz, która pozostała na skórze wtarłem w ich pozostałości, małe, ciemniejsze plamki, by się ich całkowicie pozbyć.
Wróciłem do kuchni. Ogarnąłem tam trochę, szukając sposobu na pokazanie Parysowi że nie mam wobec niego złych zamiarów. Chyba szykowalo się trudne zadanie...
Jedyne co wpadło mi do głowy to jedzenie. Może jakieś smakowite kąski by go jakoś przekonały...
Zacząłem więc szukać czegoś, co by się nadawało. Padło na suszone mięso.
Czy ktoś byłby w stanie mu się oprzeć?
Ruszył do salonu powolnym, spokojnym krokiem. Pies wrócił na koc.
Gdy wszedłem do pokoju podniósł łeb, na moment marszcząc pysk.
Nie zważając na to uśmiechnąłem się do niego i podszedłem, siadając na końcu kanapy, na odległość ramienia.
Postawiłem sobie na kolanach puszkę z mięsem. Gdy odkręciłem wieczko zauważyłem, że pies postawił uszy i zaczął niuchać.
Wziąłem sobie kawałek mięsa i zacząłem go powoli przeżuwać. Parys uważnie mnie obserwował, wyraźnie zaciekawiony.
Kolejny kawałek położyłem na otwartej dłoni i delikatnie przysunąłem do jego pyska..

< Więcej już nie uskrobie xd >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz