Lexie pierwsza poderwała się ze swojego posłania. Mimi polecenia zielarki nie mogła nawet przez chwilę odpocząć. Cały czas myślała o tej chorobie, nie mogąc oderwać się od wizji Mirajane, zamieniającej się w taką samą bestię, jaką Mer wyniósł z izby chorych. Teraz byłą zmęczona, jednak zwarta i gotowa do podróży. Drugi gwardzista pojawił się w drzwiach do pomieszczenia. Lexie zmarszczyła brwi. Nie widziała nawet kiedy wyszedł, a przecież skradanie się nie było mocną stroną jego osoby.
Obaj strażnicy podeszli do dziewczyny.
- Więc dokąd, pani? - Spytała Lexie.
- Do Temeni. - Słowa dziewczyny były niczym grom z jasnego nieba. Lexie spojrzała na Mer, jednak ten nie odwzajemnił gestu, jak to miał w zwyczaju. - To bardzo daleko.
- To prawda. I będziemy musieli się pośpieszyć, gdyż bez moich naparów długo nie wytrzymają - przyznała dziewczyna. - Nie wiem, czy dacie radę podróżować tak szybko, jak my. Wolałabym, byście zostali w zamku i zajęli się chorymi.
- Przykro mi, pani, muszę odmówić - oznajmiła stanowczo Lexie. - Jeśli masz rację, a wszystko na to wskazuje, nie możemy ryzykować niepowodzenia tej misji.
- Przygotujcie więc sobie najszybsze konie - zasugerowała Lazy.
[...] Pół godziny później cała piątka był gotowa do drogi. Przez chwilę Lexie rozważała zostawienie Mer w zamku, jednak ostatecznie uznała, że jego obecność może okazać się niezbędna, jeśli natkną się po drodze na bandytów. Lub gdy będzie trzeba rozprawić się z Szamanem.
Dziewczyna nie wiedziała za wiele o Temeni, choć ta nazwa obiła jej się o uszy. W legendach jej ludu była przekazywana z pokolenia na pokolenie, jako miejsce, w którym pradawna magia została zniszczona. Lexie poczuła zimne ciarki na plecach.
- Skoro jesteście gotowi to ruszamy - zarządziła zielarka, wsiadając na czarną panterę. Jej drugi towarzysz przybrał formę białego lisa, co, ku zdziwieniu Lexie, zwróciło uwagę Mer. Ruszyli powoli, jednak zaraz za miastem przyśpieszyli tępa i konie ledwo nadążały za drapieżnym kotem.
(Takako? Prowadź nas xd)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz