sobota, 1 grudnia 2018

Od Keyi do Lexie

Siedząca obok dziewczyna odeszła bez słowa, pozostawiając w mojej głowie mały mętlik. Mój wzrok wędrował wraz z oddalającą się postacią. Miasto, które nazwy dawno nie słyszałam właśnie powróciło do moje głowy. Jeśli dobrze zapamiętała, być może tam znajduję się mój brat.
Nie miałam wątpliwości, że młoda kobieta umie walczyć, a może nawet zabijać. Wydedukowałam, że albo jest kiś w rodzaju rycerza, albo zwykłym najemnikiem, co wydawało mi się bardziej prawdopodobne. Dopiero kiedy pojawił się ktoś jeszcze potwierdziło to moją pierwszą myśl. Nie mogłam uwierzyć, że ludzie z własnej woli bronią wysoko rodzonych dupków. Również jej ciało wykazywało na wysoką sprawność fizyczną. Tylko własny język zbytnio oszczędzała.
Zastanawiało mnie co właściwie tutaj robią i co miała znaczyć ich wcześniejsza rozmowa, która zresztą była niezwykłe skąpa w słowa. To jeszcze bardziej podsycało moją ciekawość i wzbudzało zainteresowanie.
Upiłam ostatni łyk piwa i odrzuciłam na trawę kufel. Pawie nie czułam we krwi alkoholu. Jedyny efekt jaki zyskała to przyjemne rozgrzanie organizmu. Wieczory były teraz szczególnie zimne, a tym bardziej w miejscu, w którym się znajdowała.
Przeciągnęłam zastane ciało i potarłam dłonie, aby nieco przywrócić im krążenie. Kiedy tylko obie postacie zniknęły z moich oczu, ruszyłam szybko do stajni na zapleczu. Mieli tutaj przeciętne konie, ale dla mnie i one były odpowiednie. Oczywiście nie miałam pieniędzy na zapłatę, ale jako, że było już całkowicie ciemno mogłam przystąpić do kradzieży. Było to trudniejsze niż się spodziewałam i prawie mnie złapali, jednak ostatecznie udało mi się uprowadzić silnego wałacha. Był nieco narowisty i niespokojny, ale po dawce spokojnego podejścia stał się łatwiejszy w obejściu. Na tyle, abym czuła się z nim bezpieczna. Jedynym zmartwieniem pozostał fakt, że będą mnie szukali.
- Wrócisz cały i zdrowy, obiecuję. – szepnęłam, klepiąc gniadosza po szyi.
Ślady znalazłam szybko i bez problemu. Przystąpiłam więc do śledzenia. Zanim je jednak dogoniłam minęła noc i nastał poranek, a dosiadany przeze mnie koń zaczął dawać oznaki zmęczenia, a przecież nie chciałam go zajechać. Martwiłam się, że spadnie deszcz i zmyje ślady, uniemożliwiając mi dalszą jazdę. Tym bardziej, że górzysty tere podczas ulew był niezwykle niebezpieczny.
Chwilę po moich rozmyślaniach zauważałam w oddali dwóch jeźdźców, którzy wyjeżdżali z domostwa. Kiedy nieco się zbliżyłam, byłam już pewna, że to te same osoby.
Miałam dwie możliwości. Mogłam nadal pozostać w oddali udając samotną podróżną, albo podjechać bliżej i liczyć, że pozwolą mi jechać ze sobą. Co do drugiej opcji nie byłam w pełni przekonana. Nie wątpiłam, że są uzbrojone, a może i nawet zakują mnie w jakieś kajdany oddając w niewolę. Pierwsza pcja wcale nie była lepsza. Raczej musiałyby być głupie, żeby się nie zorientować, że nie mam przy sobie niczego i z akurat podążam tam gdzie one. A nie wyglądały na osoby, którym brak inteligencji. Szczególnie moja rozmówczyni. Z jakiegoś powodu mnie intrygowała.
Spięłam mocniej konia i ruszyłam ku podróżnym licząc, że jednak nie zostanę złapana. A na moim wyczerpanym obecnie wierzchowcu daleko bym nie uciekła.
- O proszę, znów się spotykamy! –krzyknęłam, kiedy niemal się z nim zrównałam.
Klacz jednej z dziewczyn groźnie zastrzegła uszami , odstraszając mojego rumaka.
- Ah – westchnęła brązowowłosa, nawet na mnie nie parząc. – Czegoś ode mnie potrzebujesz?
Zachowywała uprzejmy ton, do którego nie byłam przekonana.
- Jako, że zauważyłam, że nie jesteście stąd pozwoliłam sobie sądzić, że potrzebujecie przewodnika.
Nie uwierzyła.
- Kim jesteś i czego chcesz? – w mgnieniu oka wyciągnęła z boku długą i piękną włócznię, która spoczęła na moim gardle. – Nie mam czasu na głupie gierki.
Uniosłam ręce w geście obronnym, ukazując uległość.
- Zapewniam, że nikim ważnym. Nazywam się Keya Snowy, co pewnie nic i tak Ci nie mówi. Jedziecie do Nelayan, prawda? – nie uzyskałam odpowiedzi. – Chciałabym jedynie, abyście mnie tam zaprowadziły. Zapewniam, że jestem przydatna. Szukam kogoś, kto może tam przebywać.
Mój głos przybrał poważy ton, a barwi ukazywały oczekiwanie. W każdym jednak momencie pozostawałam w gotowości do ucieczki.

<Lexie? ^^ Wybacz, że tak długo ;-; >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz