czwartek, 20 grudnia 2018

Od Richarda do Parysa

Hah, tak uroczo spał....
Gdy pies zasnął na moich kolanach, wykorzystałem ten czas do głaskania go. Delikatnie i ostrożnie oglądałem jego uszy, łapy...
Słodki.
Gdy się obudził od razu zażądał spacerka. Wypuściłem go...
A wtedy zaczął świrować. Biegał, skakał...
Aż miło się patrzyło.
Pozwoliłem mu biegać. Niech się wyszaleje. Potem, hmmm... Wyczeszemy go. I umyjemy mu łapy. Aż będzie błyszczał.
Po pewnym czasie zauważyłem, że chyba zapraszał mnie do zabawy.
No, skoro tak...
Zaczęła się nasza mała prywatna gonitwa. Biegłem za nim, utrzymując powoli zmniejszającą się odległość.
Mogłem go dogonić. To ciało dawało mi takie możliwości.
Złapałem go po pewnym czasie. Chwyciłem go pod łapami, unosząc do gory. Jego pysk zamknął się na moim ramieniu, jednak nie mocno, a jedynie jakby przeżuwając, wydając z siebie zabawne odgłosy.
- No, dość Świeżego powietrza. Idziemy do domu. - spojrzałem w niebo. - Zaraz będzie ciemno... - skierowałem się do budynku, wciąż pożerany przez zwierzę.
Zmrok na Ucurum Taxti często zapadał w ciągu nawet kilku minut.
Z psem na rękach skierowałem się do łazienki, gdzie od razu zapaliłem światło.
Postawiłem Parysa na szafce. Nasze oczy były na tym samym poziomie
- A teraz trochę cię umyjemy... Nie wiem czy lubisz kąpiele, a dzisiaj jest i tak za późno, więc umyjemy tylko łapy, resztę uczeszemy. - znalazłem małą szmatkę którą namoczyłem w ciepłej wodzie. Delikatnie chwyciłem jego łapę...
Nie protestował. Delikatnie, ale dokładnie zacząłem czyścić całe jego stopy. Poduszeczki, pomiędzy nimi, dookoła.. Każdą łapę po kolei.
Czesanie też poszło dobrze. Jego sierść była tak aksamitna, że nawet kołtuny było łatwo rozplątać. A wyglądał po prostu coraz lepiej.
- No dobrze, to by było na tyle... Jeszcze wyjme ci ten kolczyk, dobrze? Nie chce, żebyś się gdzieś nim zaczepił i rozerwał sobie ucho... Dobrze? - posmyrałem go pod brodą

<>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz