Czułam jak kolor mojej twarzy gwałtownie się zmienia, a wnętrze zaczęło wrzeć. Złość doprowadzała mnie w tej chwili do szału. Zastanawiałam się jakim cudem to właśnie mi musiała przypaść ta widowiskowa klęska. Ku mojej uciesze, najwyraźniej nie wiedzieli, że byłam odpowiedzialna za to zadanie.
Powaga z jaką opowiadał Ptak wskazywała na to, że jest to naprawdę ważna sytuacja.
- Rozumiem. – starałam się nie pokazywać, że ogarnął mnie wstyd. – To ja się zbieram do spania. Dobranoc.
Wstałam, chcąc jak najszybciej opuścić pomieszczenie i nieco odpocząć.
- Pamiętaj, że ruszamy zaraz jak pojawi się słońce. - Dobiegł mnie głos dziewczyny, powodując, że się zatrzymałam.
Spojrzałam w jej stronę, mrużąc oczy.
- Jasne! – uśmiechnęłam się, opuszczając pokój.
Kiedy tylko weszłam do dzisiejszej sypialni, odetchnęłam. Wreszcie mogłam spokojnie usiąść i pomyśleć. Nasza współpraca zapowiadała dość korzystne warunki. Dowiedziałam się również czegoś o towarzyszach. Mer wydawał mi się niegroźny i nie specjalnie się nim przejmowałam. Za to dziewczyna sprawiała wrażenie niebezpiecznej. Umiejętność jej była niesamowicie niebezpieczna i znaczyła, że poradzi sobie z każdym rodzajem czarów. Z drugiej strony dla mnie była to dobra wiadomość. Jako człowiek nie posiadałam takich zdolności, co znaczyło, że mi nic nie będzie mogła zrobić. Przynajmniej pod względem magicznym i o ile nie ma jeszcze innych zdolności. W każdym razie była niebezpieczna.
Potwierdziła również moje przypuszczenia odnośnie ich posad. Z pewnością służy potężnemu władcy. Wprowadzało to we mnie ciekawość i być może zazdrość? Tak, na pewno i to uczucie gdzieś się we mnie zagnieździło.
Opadłam na łóżko i zamknęłam oczy, szybko zapominając o wszystkim czym muszę się przejmować. Zasnęłam.
W nocy męczyły mnie koszmary. Nie byłam w dobrej formie, a podróż miała być długa i jeszcze bardziej wyczerpująca.
Do stajni udałam się jeszcze przed czasem, chcąc zaczerpnąć świeżego powietrza. Śniła mi się dziwna postać, która wydawała mi się znajoma. Nie mogłam sobie jednak przypomnieć skąd i co tak właściwe oznacza. Martwiły mnie tylko chmury, które nadciągały znad gór. Oznaczały deszcz lub śnieg.
- Nie spodziewałam się, że przyjdziesz pierwsza. – Jastrząb pojawił się nagle i nawet nieco mnie przestraszył.
Kolejna cecha – umie się zakradać.
- Witaj. – posłałam jej zmęczone spojrzenie, wyciągając z boksu powierzonego ogiera. – Przyznam, że nieczęsto mi się to zdarza.
Pogłaskałam ciepłe chrapy zwierzęcia, wypuszczając powietrze, które szybko zamieniło się w biały dym. Nie oczekując na dalszą rozmowę osiodłałam konia i zwinnie go dosiadłam.
Ruszyliśmy w dalszą drogę, uciekając przed goniącymi nas chmurami. Miałam wrażenie, że brunetka jest dzisiaj niepokojąco zadumana. Oczywiście nie pytałam o co chodzi, co przychodziło mi z trudnością. Miałam wiele pytań, na które chciałabym od niej usłyszeć odpowiedź.
Jednak najbardziej zastanawiało mnie komu służy. Jeśli to ktoś naprawdę wysoko urodzony, na pewno jest bogaty. A to z kolei sprawia, że mam ochotę nieco wkupić się w jej łaski i dobyć majątku. Co pewnie i tak nie jest możliwe. Kradzież nie jest moją mocną stroną.
- Uwaga! – krzyk Ptaka spowodował, że gwałtownie wróciłam do rzeczywistości.
Przed nami wyrosła spora grupka osób, które nie miały dobrych zamiarów. Zatrzymaliśmy konie, a towarzysze dobrali swojej broni. Nie zostaliśmy jednak zaatakowani. Przez chwilę panowała cisza, jakby każdy oczekiwał na to co się ma wydarzyć.
Miałam właśnie rozpocząć negocjacje, kiedy przeciwnicy zawrócili.
- To było… dziwne. – zmarszczyłam brwi.
Wyglądali na przestraszonych. Zgadywałam, że to na pewno nie ja wywołałam takie wrażenie. Czyżby Jastrząb był kimś więcej niż jedynie zwykłą gwardzistką? A może to jej kolejna zdolność? Przez reztę czasu na pewno nie da mi to spokoju.
- Musimy być ostrożni. – schowała włócznię i pognała konia.
Dołączyłam do jej boku. Jechaliśmy teraz spokojnym, ale stanowczym galopem chcąc nadrobić jak najwięcej trasy.
- Macie jakiś plan? Odnośnie bliźniaków.
Została nam już jedynie połowa drogi, więc do był dobry moment na poznanie zamiarów gwardzistów. Chociaż tak właściwie, było to głupie pytanie.
- Oczywiście. – odebrałam to niemal jako skarcenie. – Zadamy im kilka pytań, odbierzemy co nasze i pozbędziemy się kłopotu.
Bo przecież nie może być to nic prostszego.
- Zaczyna padać… - zauważyłam, spoglądając na niebo.
Delikatne płatki śniegu zaczęły otaczać przestrzeń wokół nas, a wiatr całkowicie ustał. W mojej głowie natychmiast został przywołany obraz matki, która kołysała mnie na kolanach oglądając śnieżycę. Wtedy też przypomniałam sobie coś bardzo istotnego. Zabójca mojej rodzicielki miał uderzająco podobną urodę do Krezy.
Zacisnęłam mocniej dłonie na skórzanych wodzy, marszcząc niespokojnie brwi.
<Lexie? :> Nie przepraszaj ^^ Coś niestety o tym wiem, więc luzik ;) >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz