poniedziałek, 3 grudnia 2018

Od Keyi do Lexie

Było niezręcznie. Wiedziałam, że nie mogę oczekiwać na pełne zaufanie, ale nie sądziłam, że będzie to tak wyglądać. Nie zostałam nawet obdarowana imionami towarzyszy. Nie wolno mi było również narzekać. Sam fakt, że jeszcze nie przebiła mi krtani o czymś świadczył.
Kiedy brunetka spięła konia, pozostałam nieco w tyle. Jej towarzysz w ogóle się nie odzywał. Przynajmniej nie do mnie. Droga przed nami była prosta i łatwo było ją pokonać.
Dopiero kiedy przebiliśmy połowę drogi planowej, konie dostały upragniony odpoczynek. Z ich pysków sączyła się biała piana, a oddechy miały niespokojne.
- W sumie to dawno nie opuszczałam tych terenów. – skwitowałam, podziwiając krajobraz. – Krąży legenda, że w tych lasach żyje jakiś demoniczny stwór. Ciekawe czy to prawda.
Wyciągnęłam nogi ze strzemion, prostując je następnie, aby nieco odpoczęły. Powoli zaczynałam odczuwać skutki twardego siodła.
- Zawsze możesz sama to sprawdzić. – rzuciła młoda kobieta, wzruszając niedbale ramionami.
Nie patrzyła na mnie, a przed siebie, ale nawet z daleka dało się dostrzec wyjątkowe oczy. Kiedy podjechałam nieco bliżej, a Jastrząb zwrócił głowę w moją stronę dokładnie się im przyjrzałam.
Nie miały źrenic, a ich kolor emanował dziwną energią. Z jakiegoś powodu wywołał u mnie nieprzyjemny dreszcz. Być może to dlatego, że pozostawałam jedynie bezbronnym magii człowiekiem. A to właśnie narzędzie wzroku Ptaka mówił, że posiada w sobie magię.
Z zamyślenia wyrwało mnie nagłe przyspieszenie. Zbroja wciąż milczał, a ja coraz bardziej miałam wrażenie, że to tylko pusta materia kierowana przez dziewczynę. Może miała jakaś moc kontrolowania rzeczy, czy coś w tym stylu. Pozostawałam w ciągłej gotowości do… no właśnie nie do końca wiedziałam do czego. Ucieczka na pewno wychodziła z możliwości do wyboru, a walka z istotą magiczną zawsze była niesamowicie dla mnie trudna.
W końcu po długiej jeździe, zobaczyłam wioskę. Konie nareszcie zaznały odpoczynku w stajni, a nasza trójka skierowała się po nowe.
Siodłając nową klacz, Jastrząb znów przeglądał narysowaną przeze mnie mapę.
- Robi się ciemno. – pierwszy raz od naszego spotkania znów usłyszałam jego głos.
- Już myślałam, że nie mówisz! – zaśmiałam się.
Zostałam jednak skarcona przez ostry wzrok Jastrzębia. Wzruszyłam jedynie ramionami, wsiadając na siwą szkapę. Nic więcej od Zbroi nie usłyszałam. Od Ptaka zresztą również nie. Nie byli zbyt skorzy do rozmów. Każde moje zagadnienie kończyło na krótkiej odpowiedzi lub milczeniu.
Nie miałam im tego za złe. Byłam jedynie obcą i „brudną” wieśniaczką, która nagle pojawiła się u ich boków.
Kiedy nastała całkowita ciemność dojechaliśmy do kolejnej wioski. Było tutaj mało ludzi, a wszyscy wyglądali na zbyt ostrożnych.
- Zatrzymajmy się w tej karczmie. – zaproponowałam, ziewając.
- Nie mamy czasu. – dziewczyna oddała stajennemu konia, patrząc teraz na mnie.
- Nie ma księżyca, a droga jest niebezpieczna. To nie jest dobry pomysł, żeby jechać dalej.
Widziałam zastanowienie malujące się na jej twarzy. W końcu cmoknęła i pokiwała kłową, zgadzając się ze mną.
- Ruszymy o świcie. – brzmiało to jak rozkaz.
W karczmie nie było nikogo prócz nas. Dostaliśmy osobne pokoje i ciepły posiłek. Dobrze było zjeść coś innego niż marną owsiankę, którą z reguły dostawałam. Dostaliśmy nawet możliwość umycia się, z czego naturalnie skorzystałam. Oczywiście moja sakiewka z zarobionymi monetami nieco przez to ucierpiała.
Kiedy byłam na schodach, mimochodem doszła mnie rozmowa Jastrzębia z Zbroją. Nie chciałam podsłuchiwać, więc zamierzałam się wycofać. Rozmowa jednak dotyczyła najwyraźniej kogoś kogo znam.
- Myślę, że są zbyt głupi, aby planować coś takiego. – mówiła ściszonym głosem.
- Zrobimy tak jak ustaliłaś. – przytaknął jej Zbroja.
- Nadal nie mogę uwierzyć, że to właśnie misja z bliźniakami przypadła właśnie mi.
Ostatnią wypowiedź raczej kierowała do siebie, ale mi jasno potwierdziła o co chodzi. Jeżeli zakładając, że to ta sama para rodzeństwa, na którą już wcześniej miałam okazję wpaść.
- Rozmawiacie może o takiej rudej panience i jej niedorobionym rudym braciszku?
Bez skrępowania podeszłam do siedzących naprzeciw siebie. Ptak zmarszczył brwi i obrzucił mnie dziwnym spojrzeniem. Jej oczy dodatkowo go potęgowały. Wykręciłam usta w obronnym uśmiechu.
- Głucha nie jestem. – wzruszyłam ramionami, nie czując się z tym źle. Co usłyszę będzie moje.
- Co o nich wiesz? – o dziwo mówiła spokojnym tonem i pozbyła się groźnego wyrazu twarzy.
- Miałam okazję pracować z tym idiotą. – westchnęłam.
Na samo wspomnienie jego gęby robiło mi się niedobrze. Dałam się oszukać w tak głupi sposób.
- Z chęcią odrąbię mu parę kończyn. – dodałam, zaciskając pięść.

<Lexie? : } >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz