czwartek, 20 grudnia 2018

Od Richarda do Parysa

Biedny Parys... Jak można tak traktować psa?
Ja rozumiem, inną istotę rozumną, jakiegoś człowieka czy coś, kogoś, kto na to zasłużył... Ale psa?
Posprzątałem plamki krwi, które znalazły się na podłodze. Ucho powinno się teraz ładnie zagoić, bez tego kawałka żelastwa.
Poszedłem do łazienki. Chciałem dać mu czas, by się uspokoił, więc była to idealna chwila wieczorną toaletę.
Nalałem do wanny pełno gorącej wody, prawie wrzątku. Idealna temperatura.
Zanurzyłem się w niej, odprężając. Cóż, to był jednak ciężki dzień...
Ale czułem się dobrze. Już od dawna nie zrobiłem nic dobrego...
A chyba uratowałem żywą istotę. Kto wie, co tamten handlarz by z nim zrobił...
Teraz będzie bezpieczny. A ja nie będę sam.
Leżałem w wodzie przez jakiś czas, wpatrując się w sufit spowity w mrok oraz wsłuchując się w głuchą ciszę przerywaną jedynie odgłosem mojego oddechu.
Gdy już dość się wymoczyłem dokończyłem mycie się, osuszyłem się i ubrałem lekkie, lniane spodnie.
Wypuściłem z łazienki kłęby pary. Chłodne powietrze uderzyło w moją rozgrzaną skórę.
Zajrzałem do salonu, do Parysa. Wciąż tam leżał...
- Ja idę spać, piesku. Możesz zostać tutaj, ale możesz przyjść do mnie, do łóżka. Zostawię Drzwi otwarte. Dobranoc - zgasiłem światło i ruszyłem do sypialni.
Rozebrałem się i położyłem do spania...
Powietrze w nocy było ciężkie... Czyli burza.
Ale to nie to mnie obudziło.
Słyszałem piski, przerażony skowyt.
Parys.
Chyba boi się burzy...
Po odgłosach zorientowałem się, że był pod łóżkiem. Na wpół śpiąc sięgnąłem tam, z zamkniętymi oczami szukając go dłońmi. Gdy wyczułem jego miękką sierść chwyciłem go i przyciągnąłem do siebie, po czym wciągnąłem go na łóżko.
Przytuliłem psa do siebie, mocno owijając go kołdrą i zakrywając jego ucho dłonią. Miałem nadzieje że tyle starczyło...

< :3 >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz