Potrząsnąłem głową i się otrzepałem przed nim. Nikt nie tyk kolczyka. Cały czas boli, więc nie. Cofnąłem głowę kiedy jego ręce do mnie wystartowały. Spiąłem się do skoku i przeleciałem nad jego ramieniem. Co prawda upadłem przy lądowaniu ale szybko się zebrałem i ruszyłem biegiem. Wparowałem do uchylonych drzwi, sypialnia. Zapędzony przez niego wskoczyłem na łóżko i szczeknąłem na niego mocno. Stałem na łóżku, merdając ogonem i szczekając na niego.
-No chodź, tylko to zdejmiemy.-Zacząłem ujadać zażarcie, cofając się, brzmiąc coraz mniej przyjaźnie. Cofnął się, z dziwną miną.-Spokojnie, Parys, spokojnie. Chcę tylko wyciągnąć kolczyk.-Wszedłem łapami na poduszki, stając do niego bokiem, pomrukując. Mężczyzna próbował znaleźć najlepsze miejsce do złapania mnie. Nie spuszczałem go z oka. Kiedy stanął za mną wiedziałem, że coś się szykuje. Zanim jego ramiona całkiem mnie objęły pod brzuchem wykonałem zajęczy skok i czmychnąłem na podłogę. Stamtąd wczołgałem się pod łóżko. Spojrzałem na niego i odsłoniłem kły kiedy schylił się do mnie. Warknąłem głośno jak tylko zaczął zbliżać do mnie rękę. Gdy objął moją łapę palcami i spróbował mnie wyciągnąć zacząłem kąsać jego dłoń wściekle. Ciągnął jednak uparcie i w końcu znalazłem się między jego nogami. Zanim wyskoczyłem mu do twarzy złapał mnie za pysk i zamknął mi go. Próbowałem uwolnić głowę, ale trzymał mnie silnie, zaledwie jedną ręką. Zacząłem skamleć, a gdy ruszył kolczyk zakwiliłem i zacząłem się jeszcze silniej szarpać, tym razem do tyłu.-Ciiii, zaraz będzie po wszystkim. Spokojnie, pomogę Ci. Chwilkę, powoli.-Uspokajał mnie, choć nic to nie dawało. Kiedy wyciągnął kolczyk po prostu popłynęła krew z ropą. Popiskiwałem dalej, zapierając się mocno łapami. Spojrzałem na niego zraniony. Pogłaskał mnie lekko po boku i wytarł ucho.-Zaraz przestanie boleć, będzie dobrze piesku.-Rozluźnił palce na moim pysku a ja przeskoczyłem jego nogę, odszedłem kawałek i potrząsnąłem głową. Stałem przodem do niego aby go kontrolować. Kiedy wyciągnął rękę żeby mnie znowu pogłaskać szybko się odsunąłem ruszając do wyjścia z pomieszczenia. Jak tylko wstał uciekłem. Ruszyłem prosto na kanapę, gdzie wszedłem pod koc. Patrzyłem na niego spod okrycia, z wyrzutem i znowu niepewnie. A mówiłem, że nie...
< >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz