- Powinna być za nie całkiem ładna sumka. - mruknęła, ledwie poruszając wargami i wyciągając od razu strzałę w kołczanu.
Wgłębienia były wciąż wilgotne, a to oznaczało, że jelenie musiały być już naprawdę blisko. Z lekkim, więc ociąganiem oderwała się od ziemi, wyciągnęła sprawnie łuk i tak przygotowana ruszyła wgłąb lasu. Poruszała się z gracją. Nie typową, damską gracją, która jako główny cel obiera sobie uwiedzenie pobliskich mężczyzn poprzez zgrabny ruch bioder, a z czymś co odruchowo przyciągało wzrok i sprawiało, że wydawała się piękna nawet jeśli tego nie chciała. Szła bowiem pewnie, przywodząc na myśl pełnokrwistego elfa, a równocześnie ostrożnie, by nie wywołać zbędnego hałasu. To było jej miejsce i było to widać. Choć wielu innych pewnie już wielokrotnie przeklęłoby pod nosem jakąś suchą gałązkę czy nazbyt wystający korzeń to przed tą dziewczyną wszystkie te przeszkody zdawały się ustępować z drogi. Byle, by tylko nie zdradzić jej obecności.
Dlatego też całkiem szybko udało jej się dotrzeć w końcu do celu, który niczego nieświadomy zatrzymał się przy pobliskim strumieniu, by ugasić pragnienie. Od razu też poczuła adrenalinę, która powoli zaczynała pulsować jej w żyłach jak przed każdym strzałem. Byki były naprawdę okazałe, aż pół-elfka zaczęła się zastanawiać czy grot da radę przebić się do serca. Liczyła jednak na to, że zdąży wystrzelić w razie czego drugą strzałę i jeśli będzie trzeba będzie śledzić jelenia póki ten nie padnie z wyczerpania czy zwyczajnie się wykrwawi.
Przysiadła więc spokojnie, a następnie z największą starannością nałożyła strzałę na łuk, naciągnęła cięciwę i skupiła się na celu, którego boki delikatnie poruszały się wraz z każdym oddechem. Dzieliło ich zaledwie kilkadziesiąt metrów. Pamiętała też, że nie powinno się trzymać łuku napiętego zbyt długo, bo traci na tym swoją celność, ale chciała mieć pewność, że pierwszy strzał będzie idealny. Co, by nie trza było się potem męczyć. Z chwilą jednak, gdy miała już wypuszczać strzałę do jej uszu dotarł cichy szmer, a cała chmara, jak na komendę, rzuciła się w las. W ostatnim odruchu puściła cięciwę za uciekającym stadem, ale bez zbędnych nadziei patrzyła jak ta wbija się w ziemię, kilka metrów za swoim celem.
Zaraz też, gdy jej zapłata uciekła z pola widzenia, odwróciła się w miejsce skąd dobiegł pierwszy dźwięk. Gdzie jakiś palant postanowił zmarnować jej ostatnią godzinę tropienia i przedzierania się przez las dla jakiś swoich własnych zachcianek. Jej oczy zaświeciły groźnie, a ta poczuła jak wzbiera w niej złość. Nie pomógł nawet dziwny strój mężczyzny i nienaturalnie wysoki wzrost, który w innym wypadku choć trochę, by ją zaintrygował. Ba, w tym momencie tylko bardziej ją to rozwścieczyło. Dla niej był on zwykłym deklem, pewnie jakimś szalonym odludkiem czy pustelnikiem, który zamiast siedzieć na dupie jak przykazano to chodzi po lesie i ino zawadza.
- Ty cholerny debilu! - zakrzyknęła w jego stronę, naciągając znów łuk. - Żeby Cię jakieś cholerstwo wzięło, by łazić po lesie jak pan i władca, płosząc przy okazji wszystko co się rusza. Wycieczki się zachciało, tak? - spytała, równocześnie puszczając cięciwę.
Tym razem nie zastanawiała się długo. Celowanie było krótkie, nierozważne i zepchnięte na drugi plan, ale dla niej i tak nie miało to znaczenia. Ta strzała nie miała zabić, a jedynie pozwalała jej wyładować częściowo całą frustrację, którą udało jej się zgromadzić. Stąd też liczyła, że zgodnie z planem, uderzy ona jedynie w drzewo, które było akurat najbliżej dziwnej postaci. Nie obraziłaby się jednak jakby strzała postanowiła przy okazji przybić mu rękę czy nogę do tego drewna.
< Vincent? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz