I nagle wszyscy się zatrzymali. Jeden wóz za drugim. Słychać było krzyki ludzi, którzy popędzali tego z przodu, oraz rżenie koni, osłów czy bawołów, które miały dość tego hałasu,a chciały się nacieszyć chwilą odpoczynku. Tylko Ci z samego początku wiedzieli co się stało, a Ci z tyłu musieli czekać, albo spróbować wyminąć wszystko co było trudniejsze. Droga nie była za szeroka, a każdy się na siebie darł. A wszystko przez wymęczonego woła, który odmówił współpracy. W pewnym momencie wóz, który handlował dywanami i innym podobnym materiałem, zatrzymał się przez strajk zwierzęcia, które miało dość ciągnięcia tego powozu. Facet kierujący był bliski szału, a kiedy zwierzak położył się na ziemi i nie miał zamiaru wstać, mężczyzna wysiadł z wozu, musiał w końcu coś zrobić. Za nim wybiegł mały chłopczyk, na oko miał z jakieś siedem lat. Najpierw podążył za ojcem, który zaczął bić woła biczem - a mimo tego zwierzak nie miał zamiaru wstać. Chłopiec nie chcąc na to patrzeć odwrócił się i ruszył przed siebie, akurat wpadając pod kopyta konia, na którym siedziała tajemnicza postać okryta kapturem. Koń spłoszony takim pojawieniem się obcego dzieciaka pod swoimi kończynami stanął dęba i uderzył chłopca w twarz. Swego jeźdźca zwalił, a małego wywalił na ziemie. Ludzie zaczęli do nich podbiegać i im pomagać, kiedy ja siedziałam sobie wygodnie na jakimś drewnianym dachu i się temu przyglądałam. Zabawna scenka. Gdyby wół się nie położył albo mężczyzna go nie przeciążył, nie doszło by do tego. Mógł chociaż zainteresować się własnym dzieciakiem, a nie wyżywać się na zwierzaku.
Z uśmiechem na ustach zeszłam z miejsca widokowego. Stanęłam na kamienistym chodniku i ruszyłam w stronę stajni, która mieściła się jakiś kilometr ode mnie. Merkez było ogromne, a co z tym idzie - większa szansa na sprzedaż. Pobędę tutaj jeszcze jakiś tydzień i ruszam dalej.
Poczułam na sobie czyjś wzrok. Chwilowo go zignorowałam, aż stał się nie do wytrzymania. Odwróciłam się, a moją uwagę przykuł białowłosy chłopak, który raptownie odwrócił wzrok, odwrócił się i zaczął iść jakby nigdy nic. Lekko uśmiechnęłam się pod nosem i ruszyłam za nim. W końcu stanął i obserwował... kobietę z dzieckiem? A może tak się zagapił w niewidzialny punkt? Też tak czasem mam.
- Na co patrzysz? - stanęłam obok niego. Spojrzał na mnie i się lekko cofnął.
- Na nic. - odpowiedział nieco cicho. Przymrużyłam lekko oczy, wyczuwałam od niego dziwną energię...
- Zagapiłeś się w niewidzialny punkt? - skinął w końcu głową. - Też tak mam. - powiedziałam. - Jestem Ashley. - wyciągnęłam w jego kierunku rękę. Patrzył na nią jakbym chciała: - Spokojnie, przecież cię nie zjem. Chyba, że masz takie życzenie. - zaśmiałam się miło.
Wydawał się taki przestraszony, jakby się zgubił w tym mieście. Ciekawa osóbka.
< Nathaniel? Mogę Cię pognębić? xd >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz