sobota, 22 lipca 2017

Od Madelyn do Ashley

Uśmiechnęłam się lekko, słysząc radę dziewczyny.
- Wiem. - potwierdziłam, zaplatając dłonie za plecami. - Zazwyczaj rzeczywiście tak robię, ale dzisiaj trochę za późno przyszłam. I tak została mi już tylko jedna, więc mam nadzieję szybko ją sprzedać i wrócić. Ktoś w końcu na pewno się znajdzie, trzeba myśleć pozytywnie!
- Cóż, życzę powodzenia. - odparła dźwięcznym, miłym dla ucha głosem, po czym ujęła lejce, gładząc drugą ręką muskularną szyję karego konia, który to wydał z siebie pełne zadowolenia parsknięcie.
~ Nieco w prawo, w prawo! ~ usłyszałam: ton wesoły, nieco wydłużający sylaby. Z całą pewnością musiał należeć do dosiadanego przez nieznajomą wierzchowca.
- Już się robi. - przejechałam dłońmi ze wskazanym przez niego miejscu.
~ O, dziękuję!~ Mruknął z wyraźnym zadowoleniem.
- Nie ma za co!
W tej chwili dostrzegłam, że dziewczyna, najwyraźniej nieco skonsternowana, patrzy to na mnie, to na tłum ludzi, jakby usiłując wychwycić, z kim przeprowadziłam rozmowę.
- Jestem Zaklinaczką. - wyjaśniłam zatem. - Jakbyś kiedykolwiek miała jakiś problem ze zwierzętami, mogę pomóc. Ogółem, to miło mi, Maddie jestem. A to jest Maki, mój przyjaciel, ryś elfi.
~ Opiekun, konkretniej rzecz ujmując. ~ przypomniał mi, a ja przewróciłam oczami, klepiąc go po delikatnie łebku.
- Tak, tak, zrozumiałam!
- Ashley. - przedstawiła się natomiast dziewczyna, najwyraźniej powstrzymując śmiech i wyciągając w moją stronę rękę, którą to natychmiast uścisnęłam. Jak na niewiastę o tak delikatnej aparycji, miała zaskakująco pewny chwyt. - A on to Ramzes.
~ Miło mi. ~ wtrącił ogier, potrząsając lśniącą grzywą.
~ Nam też. ~ odparł Maki, zadzierając pyszczek w górę, by ujrzeć nowego znajomego w całej okazałości. Mojej uwadze nie uszedł grymas niezadowolenia, jaki przewinął się przez pyszczek rysia. Nawet jeśli takie sytuacje zdarzały się bardzo często, nienawidził, kiedy musiał rozmawiać z nowo poznanym wyższym od niego.
- Będziemy się powoli zbierać, trzeba coś zjeść.
- Jasne. - kiwnęłam głową. - Ja, jak tylko uporam się z tą tkaniną, pewnie też poszukam czegoś na ząb. Szerokiej drogi!
- Pomyślnych łowów!
~ Do zobaczenia!
Pomachałam im ręką i obserwowałam, dopóki nie zniknęli za jednym z wyższych budynków - gildią kupiecką, o ile dobrze kojarzyłam.
- Szukamy dalej. - stwierdziłam, bezradnie patrząc na rysia, a ten tylko miauknął ponaglająco. Ruszyłam więc za nim, co jakiś czas pytając ludzi, czy nie chcieliby kupić owej nieszczęsnej tkaniny. Jak na złość, wszyscy jednak mieli podobną opinię, co Ashley- za jasna.
- Jak tak dalej pójdzie... - jęknęłam, wyciągając bukłak i biorąc łyk letniej wody o posmaku skóry. - To chyba przerzucę się tylko na czarne tkaniny!
Maki nie odpowiedział, drzemiąc w cieniu drzewa. Skwar był niemiłosierny, a słońce właśnie wzeszło w najwyższy punkt. Tłumy jakby natomiast wyległy na ulicę, więc oprócz skwaru, towarzyszył też zapach spoconych ciał, mokrej sierści i rozgrzanego bruku.
~ Następnym razem idziemy do Anthrakas. ~ zarządził ryś. Uśmiechnęłam się, słysząc marudny ton jego wypowiedzi. Nie znosił upałów, a górzysta kraina, o której tak często wspominał, słynęła raczej z chłodnych dni.
- Chciałabym za niedługo odwiedzić dom. - stwierdziłam, opierając kark o cegły. Lada chwila mieliśmy wrócić do szukania kupca na tkaninę bo gdy słońce zmieni pozycję, nasza mała kryjówka przestanie być już tak przyjemnie zacieniona. Dlatego zmobilizowałam wszystkie siły i wstałam, trącając lekko żebro rysia.
- Wstajemy! Mam przeczucie, że zaraz znajdziemy kogoś, kto kupi naszą tkaninę!
~ Jeść. ~ mruknął, ale posłusznie wstał i zaczął dreptać obok mnie, co jakiś czas dzieląc się swoimi spostrzeżeniami o mijanych budynkach i ludziach.
O cudzie, po kilku minutach rzeczywiście pojawił się nabywca - wysoka kobieta o oczach w kolorze soczystej trawy i ujmującym głosie. Jej sukni trzymała się zgraja maleńkich dzieciaczków - najmłodsze, niesione na rękach nieznajomej, mogło mieć około dwóch lat, zaś najstarsze, z zaciekawieniem przyglądające się Makiemu, liczyło sobie zapewne niecałe dziesięć wiosen.
- Zrobię z niej sukienkę i może jakieś falbanki, mam pasujący materiał. - postanowiła, wręczając mi kilka monet.
- Miło mi to słyszeć, życzę powodzenia. Tymczasem, będę się zbierać. - skinęłam głową na pożegnanie i ruszyłam w stronę najbliższego miejsca, gdzie można było wziąć coś na ząb - tawerny "Pod zębem smoka". Kiedy ruszyłam w stronę mężczyzny, by poprosić o jedzenie - jak się okazało, podawali dzisiaj potrawkę z kurczaka, a do tego cydr - dostrzegłam siedzącą w kącie Ashley. Kiedy więc dostałam talerz z daniem, ruszyłam w stronę jej stolika.
- Witam ponownie. - uśmiechnęłam się. - Mogę się może dosiąść?

< Ashley? >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz