wtorek, 11 lipca 2017

Od Fufu do Sakita

Patrzyłam niezdecydowana to na las, to na oddalającego się mężczyznę. To zwierzątko było takie malusie i słodziutkie! A jeszcze w lesie mogłoby go coś zjeść... Choć z drugiej strony, mam dwie opcje, utknąć samej w obcym, nieznanym mi lesie, albo iść z nieznajomym, ale dużym, mężczyzną. Oczywiście lasów się nie boję, spałam już w nich, i to wcale nie tak, że zazwyczaj zbłądziłam przed miastem, ale ten był... inny. Całkowicie inny klimat, inne rośliny i... inne potwory.
- Proszę Pana... - jęknęłam żałośniej niż chciałam. - A tam gdzie Pan idzie są jakieś słodkie zwierzątka? Takie miłe, ładne, puchate? Co mogłabym sobie wziąć? - chyba nawet zrobiłam klasyczne słodkie oczka, ale nie było to świadome.
Po prostu zawsze chciałam mieć własne stworzonko, a tatuś był uczulony i tego jednego nie chciał mi dać. Mówił, że wtedy strasznie kicha.
- Ja bardzo, bardzo, bardzo, bym chciała bo nigdy nie miałam... Proszę. - po chwili ciszy odwróciłam wzrok, a oczka mi się niespodziewanie zaszkliły. - Choć zrozumiem jak nie będziesz chciał mnie zabrać.

< Sakitku? Silna, niezależna kobieta ma niespełnione marzenie :c >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz