wtorek, 18 lipca 2017

Od Sivika do Riliane

 Potężna gospoda. Wyglądała na budynek bogaty, w który trzeba było włożyć wiele funduszy, co znaczyło, że przebywanie w nich również miało swoją cenę. Zapewne dużą, większą niż kiedykolwiek przyjdzie mi zobaczyć. Znaczyło to tylko jedno - dziewczyna była bogata, albo miała znajomości, bądź i jedno i drugie, bo zazwyczaj te dwie cechy się ze sobą łączyły, czy się tego chciało, czy nie. Obserwowałem wszystko z niemałym zachwytem, wręcz czułem jak świecą mi się ślepia, nieco wygłodniałe na te wszystkie zdobienia. Zachwycały, cieszyły oko, zapierały dech w piersiach. Dlatego pod Złotą Gęsią, bo jednak ta gospoda miała w sobie coś szlachetnego. Coś, co przebijało się przez swojskie klimaty.
 Poczułem trochę większe obciążenie, jakby Riliane postanowiła naprzeć na mnie większą powierzchnią ciała, odejmując kilogramów z rannej nogi. Absolutnie nie miałem jej tego za złe. Ba! Wręcz się cieszyłem, bo znaczyło to, że dbała o kończynę. Ostatnią rzeczą jaką chciałem to jej uparcie się na samodzielne poruszanie się. Gdyby tego zażądała od razu sprzeciwiłbym się jej i trzymałbym ją do własnego upadku. Nagle zaczęła kuśtykać, więc dołączyłem kroku i starając się zachować równowagę, pomogłem nastolatce, bo wyglądała na nastolatkę, wspiąć się po dość stromych schodach. Nie przysłuchiwałem się konwersacji mojej towarzyszki i prawdopodobnie właścicielki lokalu, bo po pierwsze średnio mnie interesowało co mają sobie do powiedzenia, a po drugie, zawsze uczono mnie, by nie podsłuchiwać, bo tak nie przystoi. 
 Będąc w pokoju, tym razem to rudowłosa rozglądała się po wszystkim, co znajdowało się wewnątrz. Widocznie chciała zapoznać się już z miejscem swojego noclegu. Mnie natomiast interesowała tylko i wyłącznie jej noga, o którą, powiem szczerze, zaczynałem martwić się coraz bardziej i chciałem już ją obejrzeć. 
 - A więc? Mam coś zrobić? - Spytała nagle, odwracając się w moją stronę. Nawet nie zauważyłem, że odsunęła się od mojej osoby i zdążyła już dorwać się do najbliższego wieszaka, zrzucając tam wierzchnie odzienie. 
 - Na razie nie. - odpowiedziałem zgodnie z prawdą. Rozglądnąłem się szybko po pokoju, szukając najbardziej nadającej się rzeczy. Potężna, drewniana ława, czyli to, czego teraz potrzebowałem. Podszedłem do mebla i przeciągnąłem ją prawie na środek pokoju. Była cholernie ciężka, jak to wyposażenie z prawdziwego drwa. - Siadaj. - poleciłem. Bez gadania posłuchała tego, o co ją prosiłem i kuśtykając podeszła do ławy, by po chwili na niej przycupnąć. Ukucnąłem przed nią i złapałem za skrawek sukni, którą przywdziewała. Plama była rozległa, więc ostrożnie podciągałem materiał do momentu, gdzie zaczął stawiać opór. Przykleiła się do świeżej juchy. - Teraz może zaboleć - mruknąłem, by później nie panikowała i przygotowała się na możliwy zastrzyk adrenaliny, której znając życie dzisiaj jej nie brakowało. Starałem się zrobić to szybko, by ból szybko nastał i równie szybko zniknął. To co tam zobaczyłem nieco mnie odrzuciło. Rana nie była aż tak długa, jak mogło się wydawać po ilości krwi, ale za to była dosyć głęboka. Ktoś musiał ją mocno poharatać porządnym ostrzem. Zgadywałem, że moja mina nie była zbyt zachęcająca, bo za chwilę otrzymałem komentarz od dziewczyny.

 - Domyślam się, że nie wygląda to za dobrze. - rzekła. Spojrzałem w górę na jej ściągnięte brwi i usta. Nie krzywiła się, wyglądała po prostu na zaniepokojoną. Ponownie spuściłem wzrok na rozcięcie. 
 - No, obraz za grube pieniądze, to to nie jest, ale nie jest źle jeśli mam być szczery. W każdym bądź razie, amputacja nie będzie potrzebna. - zerknąłem na nią, wysilając się na delikatny uśmiech. Skinęła głową. Uniosłem materiał sukienki na wysokość jej dłoni, dając jej znak, by go przytrzymała. Uczyniła o co niemo prosiłem, a sam ułożyłem palce na skórze wokół rany. Sam nie wiem dlaczego, ale delikatnie ją ugniatałem, sprawdzałem, czy nie ma gdzieś grud? Nie jestem pewien. Grudy pod skórą? - Obmyłbym to i zszył... najbliższy lekarz jest kawał stąd, a to nie wygląda ciekawie. Nie wiem co robić, jeśli mam być szczery - przysiadłem na kolanie i spojrzałem na nią. Na jej czole wystąpiła głęboka bruzda, ta, która jest tylko gdy się martwimy, bądź zastanawiamy. Bądź i jedno i drugie. Ostatnia opcja była prawdopodobnie tą właściwą. Riliane westchnęła cicho i wyprostowała się. 
 - Zrób to, przynajmniej prowizorycznie, dopóki nie trafię na specjalistę. - żachnęła się nagle, sprawiając, że moje brwi powędrowały wysoko w górę, prawie na czubek czoła. 
 - Jest panienka tego pewna? Możliwe, że tylko pogorszę tą i tak już złą sytuację. - mruknąłem będąc naprawdę zaniepokojony jej słowami. Ta propozycja była co najmniej idiotyczna i lekkomyślna. 
 - Proszę, przynajmniej zatamujmy krwawienie.

 - Powinno być dobrze - stwierdziłem, gdy noga, już dokładnie umyta, owinięta została w zerwany rękaw mojej lnianej koszuli. Szczyt bezpieczeństwa i higieny to to nie był, ale lepszy wróbel w garści, niż gołąb na dachu, jak to się mawia. Miałem nadzieję, że prędzej czy później panna zabierze się z kimś do medyka, który byłby w stanie zapewnić jej coś lepszego, niż mój marny "Bandaż". Zszedłem z kolana i usiadłem na zimnej posadzce. Dziewczyna opuściła sukienkę, by na nowo zakryła ranę. Niestety dalej znajdowała się na niej ta okrutna plama.
 - Dziękuję. Bardzo dziękuję. - posłała mi delikatny uśmiech, przy którym jej błękitne oczy zajaśniały radośnie i szczerze. Skinąłem głową. - Przydałoby się przebrać i wyprać tę suknię... krew ciężko schodzi. - zrozumiałem aluzję i wstałem, podpierając się na ręce. Otrzepałem dłonie.
 - Będę czekał na dole, obiad pewnie już jest gotowy. - podszedłem do drzwi. - A co do krwi, użyj soli.
 - Soli? - Na to pytanie skinąłem głową. Wieloletnie doświadczenie z Wampirem przygotowało mnie na najgorsze okoliczności. Po krótkiej konwersacji opuściłem pokój i skierowałem się do sali głównej gospody.

 - Dawno nie jadłem niczego tak pysznego... - mruknąłem wbijając sztuciec w kolejny kawałek dobrze wypieczonego mięsa. Prawdopodobnie wieprzowiny, która była tak ogólnie dostępna. Do tego kasza i jakiś sos, czyli w porównaniu do mojej codziennej diety - prawdziwe rarytasy. Kątem oka dostrzegłem uśmiech na twarzy Riliane, która ubrana w nową, czystą sukienkę jadła o wiele wolniej ode mnie i z o wiele lepszą kulturą. Nie zdziwiłbym się, gdyby ktoś nazwał mnie wtedy prosiakiem, chociaż wcale się nie ubabrałem. Po prostu jadłem szybko, trochę zachłannie. Co poradzić, skoro od dobrych kilku tygodni leciałem na suchych korzonkach i pierwszej lepszej wodzie, z pierwszego lepszego stawu. Takie pyszności nie były dla mnie, Szamana z zapędami do parzenia herbatki. Słabej herbatki, bez smaku i zapachu, zrobionej z własnej mieszanki ziółek. Do tego szlajającego się po świecie i nocującego pod gołym niebem. Chociaż, szczerze? Nie narzekałem na ten żywot. Lubiłem go i przyzwyczaiłem się, bo spędziłem tak prawie pół wieku. To była już po prostu nieodłączna część mnie, jak Elfy i szpiczaste uszy, Krasnoludy i kowalstwo, Południce i rozległe pola, z których zboże wręcz się wylewało.
 - Cieszę się, że smakuje. - powiedziała tęga gospodyni, która zaraz zniknęła w sali obok. Oblizałem usta, czując sos w kąciku ust. Jedzenie często przyczepiało mi się do szwów, przez co czułem się nieswojo gdy jadłem. Zawsze miałem wrażenie, że wychodzę z brudnymi sznurkami, to od napoju, to od kawałka mięsa. Dlatego też, wręcz nałogowo się oblizywałem i dodatkowo przecierałem usta dłonią. 
 - Jeszcze raz, dziękuję za posiłek. - rzekłem, zwracając się tym razem do dziewczyny. Ponownie skinęła głową. Cóż, dalej to co pamiętam, to mocne szarpnięcie od tyłu za kołnierz i lądowanie na zimnych panelach. But na policzku i krzyk towarzyszki. No i długi wywód o tym, jakie to Moccobi są niegodne zaufania i że znając życie zdążyłem już coś podwędzić z jej sakwy.

 - A jak było na serio? - Napotkałem znudzony wzrok przyjaciela, który postanowił przerwać mi w najciekawszym miejscu opowieści. Bąknąłem niezadowolony pod nosem, bo absolutnie nie podobała mi się wizja opowiadania prawdziwego biegu zdarzeń. - Wiem, że kłamiesz, Sivik, po prostu powiedz jak było i wszyscy będziemy szczęśliwi. Potem gubisz się we własnych kłamstwach i słabo to wychodzi. Jesteś plotkarą i łgarą jaką mało, więc po prostu przestań brnąć w to gówno.
 - Dobrze, niech ci będzie, Panie Wiem Wszystko Najlepiej. - burknąłem. - Tak na serio, to tylko mnie zaczepili, a potem zamówiliśmy piwo, no i jakoś poszło. Nie wszystko pamiętam, bo jednak jak alkohol zaszumi w głowie, to nie ma zmiłuj. Wiem tylko, że miałem cholernego kaca. Pewnie potem dobiliśmy coś jeszcze oprócz tego "Złotego Trunku Bogów".

< Sialalalalalalal co ja robię ze swoim żywotem >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz