Usiadłam na krawędzi dachu, spuszczając nogi w dół i patrząc na mieszkańców uwijających się na placu targowym pode mną. Słońce mocno prażyło, więc zsunęłam z głowy chustkę, a po chwili również i płaszcz, dając odetchnąć zmęczonym mięśniom. Dzień powoli się kończył, a ja zaczęłam rozmyślać nad moim miejscem do spania. Dzisiaj jest ostatnia noc na strychu karczmy, którą zapewniła mi dorywcza praca w niej, w głowie już obracałam możliwości na kolejne dni. Jeśli jutro nie znajdę jakiejś kilkudniowej roboty, będę musiała się obejść bez jedzenia, bo wszystkie swoje monety zdążyłam już wydać – broń Boże w jakiś bezsensowny sposób! Każda bez wyjątku poszła na jedzenie lub sen w przyzwoitym miejscu (no dobra, może prawie każda). Ale cóż, dzień bez kolacji i noc pod gołym niebem jeszcze nikogo nie zabiła, przynajmniej sama w sobie, w dosłownym znaczeniu.
Patrząc w dół zauważyłam jakiegoś chłopca, który poruszając się w cieniu co i raz podkradał coś z kolejnego straganu. Widząc jego zniszczone ubranie oraz resztę wyglądu, zrobiło mi się go żal i chciałam mu pomóc, domyślając się, że jest w trudnej sytuacji. W chwili gdy jakiś wysoki mężczyzna kątem oka go dostrzegł, ja szybko machnęłam dłonią, rzucając mu pod nogi niewidzialną kłodę, aby przez upadek zapomniał o tym, co zdawało mu się, że widział. Gdy otrzymałam zamierzony efekt, uśmiechnęłam się w duchu. Chyba nie mam wystarczająco dobrego serca, aby być księżniczką, no, cóż, chyba mówi się trudno.
Zajęta swoimi myślami oraz ludźmi na targu, nie wychwyciłam niczyjej obecności. Dopiero w momencie gdy usłyszałam za sobą stuknięcie buta o płaski dach, zorientowałam się, że coś jest nie tak. Zgarniając dłonią płaszcz i chustkę, zerwałam się na równe nogi, jednocześnie obracając się. Mentalnie już przygotowałam się na użycie magii w razie potrzeby. Mrużąc oczy w zachodzącym słońcu spojrzałam na znajdującą się kilka metrów ode mnie postać.
< Ktoś? c: >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz