wtorek, 11 lipca 2017

Od Fufu do Sakita

W ciągu jego wywodu udało mi się już uspokoić. Nie wiem czy tak wpłynęła na mnie jego, swoją drogą, irytująca aura czy też świadomość, że zostanę tu sama, ale się uciszyłam. Ba, udało mi się nawet zmusić do pokornego spuszczenia oczu! Choć nie trwało to długo bo zaraz jak odwrócił się w stronę drogi to już śledziłam go parą zielonych oczu. Jeszcze kilka metrów, jeszcze trochę... teraz! Cichcem zeszłam z głównego traktu i schowałam się w leśnych odmętach. Oddychałam głęboko, cicho, a mój wzrok wciąż śledził męską sylwetkę na drodze. Cicho, cicho, delikatnie... Wiedziałam, że nie jestem w skradaniu najlepsza, ale moje serduszko z całych sił liczyło, że mnie nie odkryje. Choć tutaj mnie zaskoczył bo nie minęło wiele czasu, a zawołał mnie do siebie, wciąż starając się zgrywać twardziela.
Wychyliłam się więc z krzaków, cała w liściach i badylach, ale za to z uśmiechem na twarzy. Nie powiem, sytuacja była dość zabawna.
- Tylko sobie nie myśl... - przybrałam poważną minę. - że to przez Ciebie! Po prostu tędy mi najbliżej. - pogroziłam mu palcem.
Wydawało mi się, że mężczyzna uśmiechnął się lekko, kręcąc głową, ale równie dobrze mogło to być tylko złudzenie. Niemniej jednak szliśmy teraz ramię w ramię, a ja nie chcąc się narażać siedziałam cicho, gdy słońce powoli chowało się za horyzontem.
Wszystko wydawało się takie ciche i spokojne... nawet za spokojne. Nie zwracałam jednak na to uwagi, myśląc tylko o tym, że niedługo znajdę się pod kocykiem w domciu. Dlatego nagły trzask w zaroślach całkowicie wytrącił mnie z równowagi, a ja przylgnęłam do mężczyzny, tuląc się do jego ramienia.

< Sakitku? Co to? Silna, niezależna kobieta sama, by sprawdziła, ale wiesz... kobiecie nie wypada! xD >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz