poniedziałek, 19 marca 2018

Od Ashley do Cyrusa

Zauważyłam, że od jakiegoś czasu najlepiej się sprzedają własnoręczne wyroby, w moim przypadku były do przedmioty zdobione dzięki sztuce decoupage; wazony, ramki do obrazów, pudełka na biżuterie czy inne bzdetki. Po dwóch dniach towar się skończył, musiałam coś dorobić. Nie miałam problemu z serwetkami i farbą, gorzej było z drewnianymi przedmiotami. Chodziłam po targu w poszukiwaniu czegoś ciekawego, ale nie natrafiłam na nic godnego uwagi. Zaszłam do karczmy, gdzie zjadłam kolację, a następnie biorąc Ramzesa na krótką przejażdżkę, zastanawiałam się nad czymś mniej legalnym. Większa społeczność tego miasta to ludzie, ale nie brakuje tu też innych ras, które mogą zapłacić więcej za coś użytecznego. A jak wiadomo, takie przedmioty najlepiej się sprzedają, tym bardziej, jeśli wyglądają jak małe, niewinne, pomalowane i ozdobione pudełeczko na drobne.
Odwiedziłam dwa sklepy, otwarte dopiero po zmroku. Ich właściciele byli tacy sami; mroczni, zamknięci w sobie, spokojni i po cichu obserwujący innych ludzi, udając, że nic nie widzą, by w razie czego odwrócić się, złapać złodzieja za szyję i powiedzieć "Myślałeś, że nie widzę?". Ja oczywiście wyróżniałam się od tych wszystkich ludzi, głownie dlatego, że z zapałem i z szerokim uśmiechem oglądałam wszystko, co leżało w zasięgu wzroku. Za pomocą lewitacji jako niematerialne ciało, zaglądałam na najwyższe półki, a czasem nawet za ladę. Mimo, iż próbowali mnie wygonić, czy nawet uderzyć, ich ręce zawsze uderzały o drewniane meble, gdy przechodziły przez moje ciało, a ja mogłam udawać, że byłam duchem. Niestety dalej nic nie znalazłam. Poszukiwałam czegoś, coś mi wręcz zawróci w głowie. Czegoś, co wyróżni się spośród innych zakurzonych przedmiotów. Czegoś, co urzeknie swoją okazałością. I tego czegoś nie znalazłam w żadnych z czterech sklepów, do jakich zaszłam.
Zatrzymałam się przed drzwiami ostatniego lokum, do jakiego miałam zamiar zajść. Przywiązałam konia do belki dwa metry od budynku i weszłam do środka. W powietrzu unosił się zapach magii i staroci. Właściciel był ubrany w kosztowny strój, polerował wazę, udając, że mnie nie widzi. Zdjęłam kaptur z głowy i podeszłam do pierwszej półki. Takie typu rzeczy znajdowałam w pozostałych sklepach, dlatego od razu przeszłam dalej. Następnie uniosłam się do góry za pomocą magii i przyjrzałam się przedmiotom na wyższych półkach. Ciekawsze, ale to nie to. Właściciel zaszedł za ladę, dlatego to wykorzystałam i podleciałam do niego, stając na ziemi.
- Szukam czegoś niezwykłego - zaczęłam. - Ciekawego, nie banalnego i oryginalnego - uniosłam się do góry i zajrzałam mu za ladę. - Tylko koniecznie musi być drewniane - dodałam i szybko przeleciałam wzrokiem po różnych medalionach księgach i eliksirach. Gdy nie znalazłam niczego drewnianego, podniosłam głowę i spojrzałam na właściciela, który okazał się być młodym chłopakiem o innych oczach, niż wszyscy. Lekko się uśmiechnęłam. - Wyglądasz jak wąż. Plujesz jadem? - zapytałam.

<Cyrus?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz