- Gdzie do tej pory sypiałeś? - Powiedział ciemnowłosy po chwili obserwacji. Nim odpowiedziałem, odebrałem mu pieczeń. Nosem wciągając jej zapach, nieco skrzywiłem się, gdyż preferowałem osobiście coś, co nie zginęło śmiercią tragiczną. W dodatku, to był mój brat. Zjadam brata. Czy to nie jest morderstwo? Zamknąłem oczy, próbując przypomnieć sobie odpowiedź na to pytanie..
Wiatr tańczył delikatnie w koronach drzew, raz po raz zrywając z gałęzi słabsze listki. Na błękitnym niebie nie dało się dostrzec żadnej chmury, przez co ciepłe promienie słońca bez trudu docierały na powierzchnię.
Carreou stanął wśród łanów pszenicy i zanurzył w niej dłonie. Miał wtedy niecałe dwa wieki, więc był powszechnie uznawany na pisklaka. Dodatkowo, inne anioły o niezdolności chłopca do życia na własną rękę, utwierdzał fakt wiecznie poranionych kolan dziecka oraz jego niewyrośnięte skrzydła, nadal pokryte miękkim puchem zamiast piór.
- Tato, gdzie idziemy? - Spytał Carr, przyspieszając kroku, aby dołączyć do dorosłego anioła. Blondyn zerknął na podopiecznego, którego adoptował po stworzeniu, a następnie uniósł kącik ust. W jego ruchach, gdy klęknął przed dzieckiem i odgarnął z jego czoła włoski, dało się wyczuć opiekuńczość. Mimo braku jako takich więzów krwi z małym pisklakiem, odczuwał potrzebę troszczenia się o malca i nauczenia go wszystkiego, czego był w stanie. Dlatego właśnie zabrał go na polowanie.
- Zobaczysz, Carreou. Ale jesteśmy już blisko. - Mężczyzna wyprostował się, zacisnął dłoń na łuku i podjął drogę. Aniołek zerwał z niewielkiego krzaczka stokrotkę, po czym potruchtał za opiekunem.
Blondyn w pewnym momencie zatrzymał się, gestem każąc towarzyszowi zrobić to samo. Znajdowali się już na skraju pola, w miejscu, gdzie zbocze łagodnie opadało, w dole tworząc niewielką dolinę. I właśnie na jej dnie spacerowała młoda łania, nieświadoma, że jest obserwowana, Maluch z przerażeniem spojrzał, jak starszy anioł nakłada strzałę, wyciągniętą z kołczanu, naciąga cięciwę i przymierza się do strzału. Oddech mężczyzny zwolnił, aby jakiekolwiek ruchy klatki piersiowej nie wpłynęły na trajektorię.
Powietrze przeszył świst. Łania podniosła łeb i poruszyła czarnym noskiem. Carreou zasłonił szybko oczy, kiedy grot utknął w boku zwierzęcia. Opiekun uśmiechnął się ze smutkiem, musnął palcami głowę dziecka i zszedł po pagórku. Następnie przysiadł przy stworzeniu, które próbowało podnieść się. Anioł uspokoił łanię dotykiem.
- Twoje ciało nie pójdzie na zmarnowanie, siostro. - wyszeptał mężczyzna, wyciągając z pochwy nóż i przecinając nim gardło upolowanego zwierzęcia. - Wykarmisz nasz lud, a nasz Pan w Niebiosach odrodzi cię na nowo.. -
- D-Dlaczego to zrobiłeś? - Carreou dołączył do blondyna, w dłoniach trzymając łuk. Cały drżał. Nigdy nie było mu dane ujrzeć aktu oddania, jak zwykło się określać proces polowania, wśród niektórych rodzin uważany za swoisty rytuał. Dla chłopca było to jednak wydarzenie wstrząsające i niszczące cały światopogląd. W końcu, był święcie przekonany, że mięso da się zerwać z drzewa, tak jak jabłka czy daktyle. W dodatku, krew na trawie i szorstkim futrze zwierzęcia miała nieprzyjemny zapach i kojarzyła się zbytnio z sokiem z truskawek.
- Takie jest życie, Carreou. - wyjaśnił myśliwy, oprawiając łanię. Od czasu do czasu mruczał pod nosem modlitwy dziękczynne za ofiarę "siostry". - Musimy jeść, dlatego polujemy tylko, kiedy trzeba.-
- A jak kiedyś się pomylę? Jak zapomnę, że już polowałem i zabiję któregoś z braci lub sióstr? - Maluch chwycił blondyna za łokieć. Chciał odpowiedzi. Teraz. Jak najszybciej. Nawet, jeśli miała być nieprzyjemna.
- " Prawy uznaje potrzeby swych bydląt, a serce nieprawych okrutne." - odparł anioł, cytując jedną ze Świętych Ksiąg. Carreou niestety jeszcze jej nie poznał, lecz odnotował w myślach, że musi poprosić o wspólnie czytanie ojca.
- Razjelu, musimy porozmawiać. -
Anioły odwróciły się prawie jednocześnie w stronę źródła głosu. W wysokiej postaci mężczyzny, ubranego w srebrzystą zbroję oraz obdarzonego potężnymi skrzydłami, Carr rozpoznał swojego wuja, Michała. Uśmiechnął się delikatnie na wspomnienie wspólnych zabaw z archaniołem.
- Cóż trapi twe serce, bracie? - Razjel wyprostował się, ocierając dłonie z krwi, a następnie objął ramieniem malca. Aniołek odruchowo przytulił się do boku opiekuna, ukrywając się pod jego piórami. Te dawały mu poczucie bezpieczeństwa i miłości, dlatego uwielbiał się chować wśród nich.
- Lucyfer powrócił, musimy działać jak najszybciej. -
W serduszku dziecka zalęgła się trwoga, a do oczu napłynęły łzy. Drżącymi paluszkami pociągnął za skrawek szaty archanioła. Ten opuścił na niego spojrzenie.
- Tak, Carreou? -
Maluch długo się zastanawiał, co ma powiedzieć. Wiedział, że mężczyzna pójdzie tak czy owak - rozkaz to rozkaz. Mógł jedynie się z nim pożegnać, mając nadzieję, że Razjel jeszcze powróci do domu, tak samo uśmiechnięty i kochający.
- ..Kocham cię, tatusiu.. -
Dopiero po chwili przypomniałem sobie o pytaniu, które zawisło między mną a Sivikiem, nadal pozostawione bez odpowiedzi. Nie wiem, jak długo przebywałem w przeszłości, wspominając po raz kolejny nasze wspólne polowanie z Razjelem. To było już tak dawno, a nadal potrafiłem obudzić się w nocy, krzycząc, aby nie odchodził. Ścierając kciukiem łzę z kącika oka, szybko przeanalizowałem moje ostatnie miejsca snu.
- Głównie na drzewach, czasami na Aposie, jak się zmieni w jelenia.. Ale tylko czasem. Nie lubi tego. -
Spojrzałem na potencjalnego kupca, przyglądającemu się obrazom. Nie znałem tej osoby, jednak wyglądała na znawcę sztuki albo mecenasa. Wstałem więc, prawie ponownie upadając na ziemię i zacząłem prowadzić negocjacje. Trwały one nad wyraz krótko. Czy to miało jakiś związek z tym, że kupujący spoglądał ze strachem na górującego nad nami ciemnowłosego? Być może. Zerkając na swoją dłoń, gdzie znajdowały się monety, zauważyłem nieprawidłowość.
- Dał mi za dużo.. Myślisz, że powinienem to oddać? -
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz