— To prywatna sprawa — odparła tylko brązowowłosa, zakładając przy okazji ręce na piersi i zerkając na mnie niepewnie. Pokiwałem głową, decydując się nie naciskać na to, by odpowiadała na pytanie. Co to, to nie, mi to tam broszka kto z kim, jak i dlaczego. Może ma fetysze, cholera wie, ja ludziom do łóżka nie zaglądam. — Muszę go ubić. Zebrać jego krew do rytuału. To wszystko — dodała po chwili, ponownie zwracając na siebie moją uwagę. Łypnąłem na nią zdziwionym spojrzeniem, zmarszczyłem brwi, ale nie zdecydowałem się odzywać. Nie no, po co, jeszcze to mnie do tego rytuału ubije. Dlaczego zawsze ratuję, spotykam, albo no zapoznaję się z jakimiś mocniej trzepniętymi na umyśle? Mam aż takiego pecha do ludzi, czy może przyciągam ich jak jakiś walony magnes? Nikt nie wie, nikt się nie dowie.
Ogon zaczął latać w te i z powrotem, podbijać, upadać, walić nieustannie o glebę w akompaniamencie warknięć kobiety i wygłodniałego spojrzenia padającego na moje ukochane jagódki, które starałem się w spokoju spożyć. Dziewczyna dopiero co króla pożarła, a już mi się na moje małe skarby rzucała.
— Okej? — mruknąłem trochę zbity z tropu słowami kobiety, nastolatki, dziewczyny, cokolwiek, po czym wróciłem wzrokiem do swojej garści owoców. — Nie wnikam — dodałem ciszej, pakując do ust kolejne kwaskowate kulki. Obracałem je w palcach, delikatnie rozgniatałem, miętoliłem do bólu, by koniec końców dołączały do swoich towarzyszy.
Zapadła cisza, oczy zawisły, a ja zacząłem porządnie się zastanawiać, czy aby na pewno postąpiłem dobrze i czy to aby na pewno powinno tak wyglądać.
Nagle zaczęła kręcić głową, by burknąć pod nosem i ponownie skierować na mnie to wygłodniałe, zielone spojrzenie. Nie wiem, czaiła się na jagody, na mnie, coś za mną, cholera wie.
Zerknąłem na sakiewkę, na dziewczynę i znowu na sakiewkę.
— Chcesz trochę? — spytałem finalnie, wyciągając w jej stronę torebeczkę z owocami.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz