wtorek, 20 marca 2018

Od Sivika do Carreou

Mogłem tylko puścić drzwi, założyć ręce na piersi i czekać, aż chłopak rozgarnie się ze swoimi ciachami. W skrócie wręczy je pierwszej lepszej przybłędzie, do tego wszystkiego dorzuci jej kilka złotych monet [zapewne, żeby zaniosła je swojej siostrze, która leżakuje w burdelu i przepije datek. Ta historia była tak powtarzalna, a dzieci zdane na łaskę, lub niełaskę wszechświata. Idź pan z tym wszystkim w pizdu].
Zmarszczyłem brwi. Czyli rzeczywiście anioł, nie ikar. Znak krzyża na czole i modlitwa ostatecznie utwierdziły mnie w tym przekonaniu. Pobożne baranki, wszechświat i duchy i tak pogrążą was w wiecznych katorgach, nawet dłoń tego waszego stwórcy nie odwiedzie od zgubienia i cierpień.
Ckliwe istoty, pełne troski istoty. Świat takowych nie lubił, a rzucanie im kłód pod nogi i czekanie ile jeszcze wytrzymają, ile jeszcze będą udawać pokornych, najwidoczniej było jego ulubionym zajęciem.
Otworzyłem ponownie drzwi, gdy chłopak podążył w stronę gospody, wkroczył do niej, rozglądnął się niepewnie po towarzystwie, które dość liczne o tej porze, zajmowało już większość przestrzeni. Carr przeciskał się obok mnie, przytulając skrzydła do ciała.
Ludzie lubili pióra, co poniektórzy przyglądali się ciekawsko.
— Czy tamto miejsce ci pasuje? Czy masz jakieś lepsze? — spytał nagle, wymijając mnie zgrabnie i ruszając do jakiegoś stolika pod ścianą. Nie byłoby w tym nic nadzwyczajnego, gdyby nie fakt, że kokieteryjnie wywijał biodrami, wprawiając mnie tym samym w niemałe zakłopotanie. Pokręciłem głową i mocniej chwyciłem sakiewkę, gdy obca dłoń znalazła się w zasięgu. Podążyłem za blondynem, opadłem ciężko na ławkę obok niego i przyglądnąłem się uważniej drobniejszej istocie, która po swoim wybryku, schowała twarz w dłoniach.
Nie, losie, już zupełnie niczego nie rozumiałem.
W oczekiwaniu na mężczyznę, który dalej dochodził po siebie, wyciągnąłem rozdrobnione zioła, kto to tam wie, bibułkę i zawinąłem sobie, dość niekształtnego, w jednym miejscu zbyt grubego, ale koniec końców prezentującego się dość dobrze skręta.
— Kim był ten człowiek? — spytałem, zaciągając się i zerkając na niego wyczekująco, bo nie owijając w bawełnę, zaczynał już naciągać moją żyłkę odpowiadającą za cierpliwość.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz