środa, 21 marca 2018

Od Sivika do Carreou

Uśmiechnąłem się mimowolnie, gdy wygłodniałe spojrzenie powędrowało na stragan, a chłopak pokiwał głową, potwierdzając moje słowa. Odwróciłem się szybko i ruszyłem w stronę wystawionych przez jakąś pulchniejszą kobietę smakołyków, które pięknie poukładane na straganiku tylko cieszyły oko i zachęcały do zakupu któregoś.
— Dziękuję... — Usłyszałem głos z tyłu, Carr dalej zachowywał się nieśmiało, albo po prostu z lekkim osłabieniem, obie opcje były równie mocno prawdopodobne, dlatego nawet nie zareagowałem na dłoń, która zacisnęła się na nadgarstku. Jeśli miał mi w trakcie krótkiej przechadzki zejść z przemęczenia, to wolałem czuć poluzowanie uścisku, żeby w razie „w” uchronić blondyna od bliskiego spotkania z glebą.
Nie trzeba było być wysokiej klasy specjalistą w dochodzeniach i czytaniu mowy ciała, żeby stwierdzić, że skrzydlaty towarzysz miał chrapkę na słodką bułkę z karmelem, która tylko go zasłodzi, da kopa na pięć sekund, a potem znowu wypompuje z niego energię.
Zachwiał się, nieświadomie nadstawiłem mocniej ramię, gdy bezsilnie opadł w jego kierunku, jednak w ostatniej chwili instynktownie wyprostował się, poprawił postawę i zamrugał nieco zdezorientowany.
Dalej się nie odzywał, dlatego tylko oblizałem kącik ust i zwróciłem się do starszej kobiety, która przez cały czas wpatrywała się w nas z uśmiechem wymalowanym na pyzatej buźce.
— Będzie dwa razy pieczeń wołowa, dwa razy te pierożki po lewej, trzy jaja szkruta i do tego jedna bułka z... Karmelem? Tak, karmelem — powiedziałem szybko, uśmiechając się do kobiety szeroko, ładnie i nawet bez wrodzonej kpiny.
Rzucenie monet na stół, zabranie porcji i odprowadzenie chłopaka do jego kramiku, usadzenie go względnie stabilnie i podanie tego, co miało mu dodać jakichkolwiek wartości odżywczych i energii do dalszego działania.
— Jemy, może w międzyczasie coś pójdzie i idziesz do gospody się wyspać — powiedziałem, odgryzając spory kawałek swojego pieroga, patrząc się w swoją porcję.
Ciul, tryb Matki Teresy z Katapulty był mi już po prostu wpisany w geny, wyryty potężnymi literami w moim zachowaniu, płynący spokojnie z krwią i zdecydowanie powinienem przestać ubarwiać moje wypowiedzi, bo najzwyczajniej w świecie mi to nie wychodzi.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz