Nie ruszał się, najzwyczajniej w świecie się nie ruszał, sterczał jak ten kołek, gapił się dalej w alejkę i z momentu na moment coraz bardziej mnie niepokoił. Jakby rzeczywiście wręcz widział to coś, to coś nieosiągalnego dla każdego innego człowieka.
Nagle zachłysnął się powietrzem, wydał z siebie dziwny dźwięk, odrzuciło go do tyłu. Nie dało się być w tym momencie bardziej niż pewnym, że dzieje się coś naprawdę niepokojącego i że tak właściwie powinniśmy byli stąd wiać w podskokach, byle się za nami kurzyło.
Wyrwał się z uścisku, przycisnął dłoń do serca i sapiąc coraz szybciej, przybierał odcienie zbliżone do ściany. Był blady jak kreda. Dobitnie zaniepokojony.
A ja przez to wszystko, nieważne jak bardzo nie chciałem, nie byłem w stanie zachować zimnej krwi i uspokoić myśli, które burzliwie poruszały się, szalały w głowie. Podobnie nasilające się głosy, które obijały się obrzydliwym echem po świadomości, wprawiając mnie w zaduch, przyprawiając o zawroty głowy. Powolutku doprowadzając do szaleństwa.
— Masz rację. Tu nic nie ma. Możemy iść — powiedział po chwili, dalej nie wyglądając najciekawiej, a jednak się nie ruszał. Nie postawił ani jednego kroku. Nie przesunął nawet o milimetr, jedynie na mnie spojrzał.
Jednak potwierdził, że możemy w końcu się ewakuować, więc nie czekając ani sekundy dłużej, ponownie zacisnąłem dłonie na jego nadgarstku i wręcz pociągnąłem w stronę wyjścia z uliczki, wcześniej oglądając się jeszcze raz w ciemniejszą alejkę.
Zapamiętać, nie wchodzić w ciasne dróżki.
Dalej targałem go po mieście, byle dojść w to jedno, ustronne miejsce, do karczmy, do tego jedynego pokoju, gdzie było wystarczająco cicho i spokojnie. Gdzie wystarczało się skupić, a reszta leciała już gładko.
Mimo wszystko nerwy dalej były nadszarpnięte, w żyłach buzowała odrobina adrenaliny, a świat powoli wirował. Oszołomienie nie chciało ustąpić.
— Co tam było? — spytałem po dłuższej chwili, zrównując kroku z chłopakiem. — Co to było i czego chciało?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz