czwartek, 29 marca 2018

Od Fufu do Lucasa

- No i to rozumiem! - powiedziałam, ciągnąc za szorstki materiał.
O tak, luźne, przewiewne spodnie są o niebo lepsze od tych wszystkich durnych sukien! Nie mam pojęcia dlaczego, ale ojciec uparł się ostatnio, że to jest właśnie idealny strój dla panienki, ba, księżniczki! Bo Merkez to stolica, to kultura, tutaj wszędzie trza chodzić z gracją i wdzięcznością! Czy tam wdziękiem, kij wie.
W każdym razie postanowił przed wyjazdem zakupić całkiem pokaźny stosik szmatek, by potem zmusić mnie do spakowania ich do podróżnego kufra i przekabacić chyba wszystkie możliwe służące, by codziennie rano mnie w nie ubierały. Okropność. Znaczy... nie no, sukienki są czasem fajne i lubię od czasu do czasu sobie jakąś włożyć, ale tylko wtedy, gdy da się w nich ruszać. Co, myślicie, że niby w każdym wdzianku da się ruszać? Oj, co to to nie! Nie wiem jakie dekle, bo mądrzy to oni na pewno nie byli, ale jakieś ktosie wymyśliły suknie... z gorsetem! W tym się oddychać nie da, a co dopiero ruszać. Poza tym teraz wszędzie dodają mnóstwo zwężeń, falbanek i kij wie czego, że jeśli nawet możesz wziąć w nich głębszy wdech to zaraz potkniesz się o coś czy w inny sposób zabijesz. Choć z drugiej strony... tyle dobrze, że te cudawianki z Leoatle jeszcze do nas nie dotarły. Tam podobno potrafią wcisnąć pod sukienkę metalową konstrukcję dzięki której wyglądasz jak beczka ubrana w róż. Naprawdę! Znaczy, ja tego niby nie widziałam, ale mówił o tym jakiś bajarz, a mówił naprawdę przekonująco!
W każdym razie, gdy w końcu oswobodziłam się z kajdan kobiecej niewoli, mogłam już spokojnie ruszyć na podbój Merkez. W końcu teraz mogłam się już ścigać czy wspinać, a więc byłam gotowa niemal na wszystko! Hm? Niby normalni ludzie nie zrywają się za jakimś kotem czy czymś równie ciekawym? Że to niby nienormalne? Przecież to wcale nie jest dziwne, każdy tak robi... Prawda? Prawda.
- To po prostu inni są dziwni. - prychnęłam pod nosem, mijając kolejną uliczkę.
Sądząc po zapachach, które powoli atakowały mój nos, musiałam zbliżać się do targowiska. Uśmiechnęłam się delikatnie, szczęśliwa, że nie zapomniałam zebrać ze sobą kilku monet, które podarował mi ojciec. Czas na wyżerkę! Szybko podbiegłam do kilku najbardziej pachnących, i najsłodziej, stoisk i kupiłam chyba więcej niż mogłabym zjeść. Nie można jednak pozwolić, by się zmarnowało, poczekamy chwilkę i zjemy resztę!
Z takim pięknym planem na życie zbliżyłam się do murku i zaczęłam pałaszować wszystko co było pod ręką. Trza przyznać, że potrafili zrobić kilka dobrych rzeczy, nawet nie wiedziałam jak określić smak połowy z nich! Może dodawali do tego magii? W sumie... jak może smakować magia? Na pewno byłaby słodka, koniecznie musi być słodka, jadłabym cały dzień!
Jednak, mimo moich najszczerszych starań, żołądek wkrótce odmówił współpracy, a ja musiałam odłożyć żarcie na bok. Zamiast tego postanowiłam posiedzieć chwilę na murku, przyjrzeć się ludziom i poczekać aż mój brzusio przestanie protestować. Chyba zjadłam tego za dużo, oj, zdecydowanie. Mimo wszystko nie mogłam jednak w bezruchu utrzymać swojego ciała, więc nogi niemal podświadomie zaczęły wesoło merdać, a ja szybko zaczęłam coś nucić pod nosem. Przestałam dopiero, gdy koło mnie, niczym jakiś umarlak, przeszedł dorosły mężczyzna, ciężko opadając na murek. Coś mu jest? Ciekawie mu się przyglądałam, delikatnie przekrzywiając głowę, ale gdy nie doczekałam się żadnej reakcji postanowiłam mimo wszystko zareagować:
- Cześć... - zaczęłam niepewnie, podchodząc do niego z moimi zakupami. - Wszystko w porządku? Wyglądasz trochę... trochę umierająco.
Przyklękłam przed nim, choć z racji na murek i jego zdecydowanie wyższy wzrost musiałam teraz zadzierać głowę, i spróbowałam ponownie coś od niego wyciągnąć. Dlatego też z braku lepszego pomysłu uśmiechnęłam się i postanowiłam pozbyć się reszty moich zapasów:
- Hej, może chcesz ciasteczko? Albo babeczkę? Pełny wybór, zapewniam, a wszyściutko za darmo! - zakrzyknęłam wesoło, przeciągając nieco "wszyściutko".

< Lucas? >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz