- Już widzę, że ci lepiej? - Usłyszałem za sobą śmiech Sivika, którego nie byłbym w stanie pomylić z niczyim innym. Odwróciłem się automatycznie z szerokim uśmiechem. Pobieżnie spojrzałem na niego. Nic się nie zmienił. Chociaż, czego mógłbym oczekiwać po tych zaledwie kilku godzinach? Że nagle wyrosną mu rogi, zmieni kolor włosów na różowy albo stanie się rycerzem? Zachichotałem cichutko do swoich myśli.
- Brałeś coś? - Pokręciłem głową. O ile mordowanie grzeszników to nie narkotyk, to jestem czysty jak boska łza!
- Błagam, nie mów tylko, że znowu targnąłeś się w nieciekawe okolice, bo sczeznę .- Rozbawiony ton mężczyzny sprawił, że sam poczułem ciepełko na sercu. Oglądanie czyjeś radości to chyba najlepszy widok, jaki można ujrzeć w życiu. W dodatku, to po części moja zasługa, więc to jeszcze lepiej!
- Nie. Nie ruszałem niczego, co nie jest rogalikiem, słowo anioła! - Położyłem dłoń na piersi w geście nieco zabawnej wersji przysięgi. Przez tak zamaszysty ruch, jakich wiele wykonywałem w tym dziwnym stanie euforii, zachwiałem się i przechyliłem do przodu. Zacząłem machać rękoma jak oszalały, a przez głowę przebiegła mi myśl, że wyglądam jak za duży gołąb. Wiedząc, że upadek jest nieunikniony, postanowiłem wzbić się w powietrze, zrobić kilka akrobacji ku uciesze przechodniów, a następnie wylądować z gracją oraz elegancją przed Sivikiem.
- Przepraszam, już się uspokajam. Nie przyniosę ci już ani trochę wstydu, obiecuję. - Powiedziałem po chwili, biorąc głębsze wdechy oraz wypuszczając nadmiar energii w eter. Może ktoś ją wyłapie i użyje do dobrych celów?
Na powrót stałem się nie - karzącym - niewiernych - i - grzeszników Carreou, może jedynie trochę bardziej silniejszym niż wcześniej. Dla bezpieczeństwa, wypuściłem kilka iskier z palców. Były małe. Czyli sytuacja kryzysowa została opanowana.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz