niedziela, 25 marca 2018

Od Sivika do Carreou

— Nie. Nie ruszałem niczego, co nie jest rogalikiem, słowo anioła! — Dłoń na piersi, wyprostowana postawa, śmiech na sali, a już za chwilę machanie bez ładu i składu rękami, bo zaczynał tracić równowagę. Oczywiście nie obyło się bez moich prychnięć, szczególnie gdy nawygimnastykował się w powietrzu. Przynajmniej tyle dobrego, że nie spadł i nie zrobił sobie krzywdy. Istne ADHD, nie chciałem dowierzać, że niczego nie brał. W takiej euforii go jeszcze nie widziałem, jak dotąd był z niego tylko chłopek-roztropek, albo coś w deseń przybitego szczeniaka, ale tyle radości? Tyle pozytywnej energii? Uśmiech był jaśniejszy, niż promienie słońca w ciepły, letni dzień, oczy też ślicznie mu się skrzyły. — Przepraszam, już się uspokajam. Nie przyniosę ci już ani trochę wstydu, obiecuję — rzucił, dalej będąc porządnie rozemocjonowanym. Oddychał ciężko, ale radośnie i chyba to się tylko liczyło.
Pokręciłem głową, gdy sens słów do mnie dotarł, podszedłem do skrzydlatego chłopca i uśmiechnąłem się kpiąco, wciąż zerkając na niego z góry. Wyciągnąłem pojedyncze piórko z jego włosów, prawdopodobnie zaplątało się tam podczas pokazu. Dalej wylatywały z niego tonami.
— Carr, nie przynosisz mi wstydu — zaśmiałem się, nie dowierzając, że chłopak mógł palnąć, a co gorsza, pomyśleć coś takiego. Niska samoocena, brak tego typowego instynktu samozachowawczego, czy może po prostu ja sam sprawiłem wrażenie osoby, której towarzystwo aniołka uwłacza godności? Żadna z powyższych opcji nie brzmiała dobrze. Szczególnie ostatnia. — Wróciło ci energii i w końcu ładnie się uśmiechasz, to dobrze. Ładne fikołki. Obrazek też. — Skrzywiłem się nieco, orientując się, jak źle, sztywno i niewygodnie brzmiałem w tej sytuacji.
Przez to tracisz wszystkich, Sivik.
— Gotowy na przespane noce i brak poczucia, że zaraz coś spadnie ci na głowę? — spytałem, podpierając dłoń na biodrze, przekrzywiając nieco głowę i kontynuując szczerzenie się jak głupi do sera.
Dalej trudno było mi pojąć, jak ten poranny, zbity i pozbawiony chęci do życia chłopak w przeciągu kilku godzin zmienił się na nowo w pobudzonego dzieciaka, który latał, śmiał się i co najlepsze, zarażał tym chichotem innych.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz