Błękitne oczy zabłyszczały się niepokojąco mocno, skrzydła poruszyły radośnie, a mina wyrażała tysiące uczuć, które najwidoczniej przelatywały przez niego z prędkością światła. Wstrzymywał oddech, zachowywał nietypową mimikę i ogólnie rzecz biorąc, znowu zachowywał się w ten dziwny, dla siebie całkiem normalny, sposób, do którego po którymś razie dało się przyzwyczaić i w sumie można było nawet powiedzieć, że jest w jakimś stopniu urokliwy.
— Skoro ja jestem małą cholerą, to ty jesteś dużą cholerą? — spytał nagle, uśmiechając się delikatnie, na co uniosłem nieco brwi i również prychnąłem śmiechem. Dłoń wylądowała na ramieniu, skóra znowu pobledła, podobnie jak oczy i cały chłopak, który właśnie lekko się zachwiał. Możliwe, że nie usłyszał mojego krótkiego „Może być”, bo rzeczywiście, znowu wyglądał, jakby miał mi za chwilę zejść na miejscu, a już za chwilę mnie pożreć swoim potężnym ziewnięciem. Pokręciłem głową i podtrzymałem go, łapiąc kurczowo za łokieć. — Możemy już pójść? Został mi jeden obraz, więc i tak będę musiał kilka domalować... W dodatku, padam ze skrzydeł i nóg... — spytał, nawet nie podnosząc na mnie wzroku, dlatego nie mógł zauważyć krótkiego pokiwania głową.
Usadziłem chłopaka obok stoiska i mimo jakichś tam protestów z jego strony, zacząłem pakować jego manatki, by następnie podjąć się podniesienia wszystkich pakunków i jednocześnie użyczenia blondynowi ramienia, gdyby zdecydował się jednak w tak zwanym międzyczasie osunąć się z nóg, znowu przekrzywić się bardziej w którąś stronę, czy najzwyczajniej w świecie gorzej się poczuć.
— Wszystko dobrze? — dopytałem, widząc, że jednak chwilowy podopieczny dalej nie wygląda najlepiej. — Jak coś będzie się działo, to mów, zatrzymamy się, usiądziesz, odetchniesz, dobra? — Poprawiłem uścisk na pakunkach, nie spuszczając uważnego wzroku z chłopaka.
Obrońca uciśnionych się znalazł, nadzieja na lepsze jutro, ojciec wszystkich błądzących owieczek.
A idź pan ze mną w cholerę, na starość się rozmiękam jak dobrze nasączony mlekiem herbatnik. A tak sobie obiecałem, że się zmienię, że przestanę robić wszystko za frajer i użyczać swój wolny czas, bo i tak niewiele mi go już zostało.
Dalej istniało tyle niezamkniętych tematów. Wszystkie bodły i przypominały o swoim istnieniu.
A ja nie potrafiłem się z nimi na stałe pożegnać.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz