sobota, 31 marca 2018

Od Sivika do Carreou

— Wytrzyj się. Zaraz dam ci ubrania. — Głos polecił nagle, niespodziewanie, zaraz po tym, jak udzieliłem mu odpowiedzi, której przecież oczekiwał. Czy zrobiłem coś źle? Nie tak? Czy odpowiedziałem w sposób, który go nie zadowalał? Nie zapowiadało się na to, żebym mógł otrzymać odpowiedź, dlatego bez wahania podniosłem się z dziwnego miejsca z cieczą, jak się okazało, wanny, gdy dokładniej się mu przyglądnąłem. Głos długo nie mówił, nie odzywał się, milczał, a ja mogłem tylko wziąć nieszczęsny materiał i zacząć się osuszać, tak, jak poprosił.
Rzeczywistość powoli zaczęła do mnie docierać, mgła rzedła, posiadacz głosu wyjawiał się zza gęstego dymu, a ja mogłem powiedzieć, że przecież znałem te błękitne oczy i wcale nie należały do osoby, której bym się spodziewał.
— Wyjdź z łazienki, Sivi. — Skinąłem głową, słysząc najprawdopodobniej ostanie polecenie. Dokończyłem ubieranie się, zaciągnąłem dokładniej sznureczki u dekoltu koszuli i odwróciłem się, by bez, chociażby najmniejszego mruknięcia wyparować z łaźni.

Mrugnąłem zbity z tropu, rozglądnąłem się po pomieszczeniu, w którym się znajdowałem. Oglądnąłem dokładniej samego siebie, czystego, ubranego, dalej nieco mokrego, a trybiki agresywnie zaczęły przestawiać mi się w głowie, bo co do cholery jasnej miało miejsce? Nagłe urwanie filmu, pustka w głowie, pamiętne dłonie na twarzy i to uważne spojrzenie, oddech przy policzku.
Zmarszczyłem brwi, by zacząć dokładnie wertować wszystkie wspomnienia, absolutna pustka sprzed ostatnich kilkunastu, może i kilkudziesięciu minut. Odwróciłem się w stronę drzwi i zacząłem w nie pukać, szybko, niespokojnie, dość mocno.
— Carr? Carr, jesteś tam? — mówiłem dość niepewnie, bo może się kąpał? Może się ogarniał? Cokolwiek. Tak bardzo chciałem wiedzieć, a tymczasem nie miałem pojęcia o tak właściwie niczym. Nigdy nikt ani nic nie zamąciło mi tak bardzo w głowie, nawet czytający w myślach wampir, który dążył uprzedzać moje kwestie własnymi odpowiedziami, zanim dobrze otworzyłem usta. To było upierdliwe i irytujące, nawet bardzo, do tego stopnia, że niejednokrotnie miałem ochotę cisnąć bladym cielskiem o ścianę.
Odpowiedział mi szloch, przytłumiony przez drewno, ale jednak.
— Carr, do cholery jasnej, co się dzieje? Carr, możesz mi odpowiedzieć? Odezwać się? Cokolwiek?
Dawno nie czułem się aż tak wyprany z czegokolwiek.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz