środa, 28 marca 2018

Od Carreou do Sivika

Nadal wpatrywałem się w mrok, próbując zrozumieć, co tam się znajduje. Nie chciałem myśleć, że to ta osoba, którą spotkałem w pokoju rano. Że przyszła po Sivika, teraz już na pewno.
- Dusze. Chodźmy stąd - usłyszałem pomrukiwanie mężczyzny, który wyraźnie kłamał. Na pewno coś czuł. Tylko oboje nie chcieliśmy, aby drugi z nas to przyznał. W końcu, imiona mają moc, jak je wypowiemy, istota zyska siłę. Świadomość imienia sprawia, że w tę rzecz wierzymy. A wtedy? Wtedy to już jesteśmy martwi.
Nawet palce na moim nadgarstku nie sprawiły, że się ruszyłem. Stałem tak, jak ten słup soli, jak żona Lota. Nie mogłem się ruszyć. Nie byłem jednak pewny, czy nie mogłem, czy raczej nie chciały. Te pojęcia zlały się w jedno. Wszystko było mieszanką niepokoju, strachu i odoru zła.
- Słyszysz, Carr? No chodź, nic tu nie ma, może jakaś szumowina się zebrała na odlanie, nic poza tym .- Sivik chciał, abyśmy poszli. Też chciałem, abyśmy poszli. Otworzyłem więc usta, aby spytać o coś jeszcze. Coś pewnie mało ważnego. Nic nie znaczącego. Jak rozmowa o pogodzie.
Jedyne, co poczułem to gwałtowne uderzenie, które wyrzuciło mi powietrze z płuc. Zachwiałem się, musiałem zrobić krok wstecz, aby nie upaść. Zamknąłem oczy.
Obrazy przebiegały mi pod powiekami w zawrotnym tempie, nie dając się spowolnić chociaż na sekundę. Chłód. Strach. Przeszywające na wskroś zimno. Emanujące z trzewi, z kości, z duszy. To i jeszcze więcej w przeciągu kilku chwil. Dopiero po długiej chwili mogłem się opanować na tyle, aby spojrzeć na Sivika.
Nie byłem pewien, co się stało, ani co mam powiedzieć, aby nie zmartwić czy zasmucić mężczyznę. Zauważyłem, że ostatnio sporo swoich akcji oceniam przez perspektywę "Co Sivik na to?". Taki stan rzeczy powodował we mnie mieszane uczucia - czułem zarówno złość na samego siebie i spokój, że przynajmniej ciemnowłosy anioł postanowił pozostać ze mną jeszcze trochę dłużej.
Z ręką na sercu, wziąłem głębsze wdechy.
Starałem się ignorować ten dziwny ruch pod skórą, przypominający chłodne robaki, pełzające po mięśniach, wnikających w narządy, płynących z krwią.
Wszystko po to, aby nie zmartwić Siviego. Mojego dużego, cholernego Siviego.
- Masz rację. Tu nic nie ma. Możemy iść. -

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz