Żyłka mi zapulsowała, kiedy chłopak zatarasował mi drogę wątłym cielskiem, patrząc na mnie tym cielęcym wzrokiem. Wyglądał poważniej, jakby natychmiastowo wszystkie procenty z niego wyparowały. Zebrał się w sobie, skupił, spojrzał uważnie.
— Przepraszam za moje niezwykle obelżywe zachowanie w stosunku do twojej osoby, Sivik. — Poważny ton absolutnie nie pasował mi do nieco podpitego aniołka, który wspinał się na palce, byle móc jakoś wyrównać różnicę wzrostu, co w sumie i tak mało mu dało. Świeczki ładnie go oświetlały i, no, no, rzeczywiście, wyglądał jak uwiecznione na starych obrazach skrzydlate istoty zesłane przez stwórcę, czy kogo tam innego, jak kto go tam nazywa. — Takie zachowanie nie przystoi istotom jak ja, a twoim obowiązkiem nie jest również pomaganie mi, a to robisz, co świadczy o twojej wrodzonej dobroci. — Losie, ckliwe gadaniny, mógłby po prostu powiedzieć prosto w twarz, że no w sumie to mi przykro i postawić kufel, to się zawsze zbierali na monologi godne porządnej tragedii. Przewróciłem oczami. — Dlatego, jeśli postanowisz, że chcesz odejść, wypuszczę cię, lecz błagam, daj mi ostatnią szansę, a pokażę ci się z najlepszej stro... Hej! — krzyknął, a raczej pisnął, wieńcząc tym samym swoją wypowiedź, gdy jakiś jegomość zdecydował się uwalić łapska na udach młodziana. Prychnąłem i pokręciłem głową, obserwując dokładniej zajście. Właściciel świńskich oczu, zasmaranej brody i nieco zbyt ciekawych rąk, zatoczył się po chwili na podłogę, zostawiając Carreou w spokoju. Nie, nie mogę używać pełnego imienia, za długie, nie pasowało mi, zdecydowanie.
— Powiedziałem już, co o tym sądzę... Kurwa — bąknąłem, gdy przylepny ćwok tym razem rzucił się do mojej kostki. Nie czekając dłużej, zasadziłem mu soczystego kopa prosto w środek czoła, prychnąłem pod nosem i skrzywiłem znacząco. — Wytrzeźwiejesz, pogadamy — dodałem, wymijając i leżącego i blondyna, który nie ważne, jak bardzo nie chciał trzymać się przy zmysłach, tak po prostu już odpływał w świat podchmielonych towarzyszy.
A to na mnie fukają, że pijak i ćpun.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz