sobota, 24 marca 2018

Od Carreou do Sivika

Zaledwie chwilę po objęciu mężczyzny, zrozumiałem, że popełniłem błąd. Znowu byłem zbyt nachalny w stosunku do jego osoby. Takie pocieszenia powinienem zostawić na dalsze momenty naszej domniemanej znajomości. O ile, po udzieleniu mi pomocy w sprawie ducha, nie będzie chciał o mnie zapomnieć.
Sivik wstał, uderzając barkami w moje skrzydła, przez co puch ponownie opadł na pościel. Brunet rozciągnął się się powoli, każdy element ciała po kolei, jak kot przebudzający się z popołudniowej drzemki.
- Idę się ogarnąć. - Oznajmił, opuszczając pokój w specyficznym pośpiechu.
- Dobrze.. - Odparłem cichutko, opadając na jego poduszkę. Na pewno mnie nie usłyszał. Miałem wrażenie, że raczej nie chciałby tego również zrobić. Nosem wciągnąłem ponownie zapach Siviego, poddając się doznaniom. Wtem jedna idea wpadła mi do głowy.
Przyciągnąłem do siebie torbę, wyciągnąłem szkicownik oraz kilka ołówków. Siadając na materacu, okrywając się pościelą ciemnowłosego, zacząłem rysować.
Najpierw zacząłem od ogólnych zarysów, stopniowo dodając warstw, głębi i życia. Dawno nie rysowałem portretów. Głównie skupiałem się na krajobrazach, gdyż te szybciej się sprzedawały. W końcu, kto by chciał być obserwowany przez czyjeś oczy, należące do kogoś, kogo nigdy nie znał?
Mój model jednak nigdy nie mógł się dowiedzieć, co zrobiłem. Nigdy. Nawet po Apokalipsie. I wiek dłużej, dla pewności.
Ostatnie kreski, ostatnie wymazane linie pomocnicze, ostatnie cieniowanie... Rysunek był gotowy. Przeciągnąłem czubkiem palca po policzku Sivika, delikatnie uśmiechającego się. Postanowiłem nadać mu łagodnego wyrazu twarzy, aby na zawsze zapamiętać go w takiej formie - zadowolonego, bez zmartwień i złości.
Podniosłem głowę, słysząc kroki na korytarzu. Mógł być to jakikolwiek gość tego budynku, lecz wolałem nie ryzykować. W prawie ostatnim momencie schowałem szkic między pozostałe rysunki, a cały zeszyt wsunąłem pod poduszkę, w głowie odnotowując, że muszę go stąd zabrać.
Ku mojemu zdziwieniu, a za razem uldze, ciemnowłosy zajął się szukaniem czegoś w swojej torbie, która, jak zauważyłem, zawierała w sobie jakieś zakupy. Aby nie wyjść na wścibskiego anioła, zacząłem sam przeglądać stan swoich piór. Co jakiś czas wyrywałem te, które trzymały się już tylko na słowo honoru.
- W sprawie tego ducha.. - Powiedziałem, chcąc przerwać ciężką ciszę. - Jak już mówiłem, nie zrobiłem mu niczego złego, nie licząc kilku wyzwisk. Poza tym starałem się zachowywać tak, jak chciał. - Zamilkłem na dłuższą chwilę, aby uspokoić drżący głos. Następnie wziąłem głębszy wdech. - Nie sądziłem nawet, że może pozostać po śmierci jako duch. Nie mam może ogromnego doświadczenia z nimi, lecz czasem wpuszczałem do Edenu dusze. Tyle wiem na ich temat.-
Wyrwałem kilka kolejnych piór, odkładając je na schludny stosik.
- Może być to związane z badaniami, które nie zakończył, chociaż chciał. Pamiętam, jak mówił, że ta publikacja odmieni oblicze nauki w dziedzinie sąsiednich wymiarów. Być może te notatki nadal gdzieś tam są. -
Grzebiąc palcami w skrzydłach, zobaczyłem małą nieprawidłowość, która zmroziła mi krew w żyłach. Przełykając ślinę, wyrwałem mały, ciemnoszary puch, po czym obróciłem go w palcach. To nie jest dobry znak. To WCALE nie jest dobry znak.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz